Sporo jeździmy po Polsce i zdarza nam się odkryć fajną restaurację ze smacznym jedzeniem. I zupełnie bezinteresownie postanowiłam, że od czasu do czasu podzielę się swoimi wrażeniami z miejsc, gdzie można smacznie zjeść. Tak więc powstaje na tym blogu nowa zakładka pod hasłem „gdzie warto jeść”. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takich miejsc jest ogrom i każdy ma jakieś swoje ulubione, ale czasem jedziemy do jakiegoś miasta i nie mamy pojęcia, gdzie warto wejść. My sami często przeglądamy opinie, raz się z nimi zgadzamy, innym razem nie.
W piątek wieczorem, dobrze po 22.00 wymyśliliśmy, że w sobotę pojedziemy do Torunia. Zielonooki stwierdził jednak, że nie mam dzwonić do siostry i jej uprzedzać, bo zacznie szaleć, a jest w ciąży i ma odpoczywać. Planowaliśmy wpaść tylko na kawkę, zostawić jej świeżą dostawę książek i nie robić kłopotu. No to nie zadzwoniłam, nie uprzedziłam i gdy byliśmy już na miejscu dałam znać, że w grodzie Kopernika żeśmy się zjawili. No i klapa – oni byli u teściów na działce rekreacyjnej – jakiś rzut beretem od Koronowa... No i Inesie od razu humor się popsuł, więc wymyśliła, że jak będziemy wracać to mamy zajechać – w końcu to „prawie” po drodze, a że kobiecie w ciąży się nie odmawia to pojechaliśmy.
Ale kilka godzin wcześniej pospacerowaliśmy po ruinach zamku krzyżackiego, który jest w trakcie renowacji (swoją drogą tak się zastanawiam - jak można remontować ruiny?), weszliśmy do Katedry św. Janów, w której też trwa remont (podobno do października 2013 roku), poszwendaliśmy się uliczkami Starego Miasta, a na końcu odwiedziliśmy Żywe Muzeum Piernika i Zielonooki (no dobra, ja też) terminował i dzielnie uczuł się robić pierniki (co uwieczniłam na zdjęciu). Sprawdzimy przed świętami czy jest dobrym czeladnikiem :-)
I powiem Wam, że jeśli będziecie mieli okazję odwiedzić Toruń to nie omijajcie ulicy Rabiańskiej 9. Przez 40 minut doskonale się bawiliśmy razem z dzieciakami, które również na terminowanie przybyły w towarzystwie swoich rodziców :-)
No dobra, ale miało być o knajpce, a nie naszym podróżowaniu. Zielonooki miał ochotę na pierogi, więc trafiliśmy do Pierogarni „Stary Młyn”. Miejsce przeurocze, przytulne, choć praktycznie w samym centrum Starego Miasta (ul. Łazienna 28/1).
Zachwyciło mnie wystrojem i niesamowitą dbałością o szczegóły. Urządzone jest w takim troszkę starodawnym stylu, ale bez nagromadzenia zbędnych przedmiotów.
Pierogarnia ma dwie sale i letni ogródek, więc miejsca jest sporo. My byliśmy około godziny 13.00 i już zaczynali schodzić się ludzie. Gdy wychodziliśmy nasza sala była pełna.
Każde z miejsc w knajpce opisane jest zabawną, starą polszczyzną. Jeśli ktoś ma życzenie może umościć się w „bocianim gnieździe”, do którego wchodzi się po drabince.
Przywitała nas przesympatyczna kelnerka Beata i z niezwykłą życzliwością służyła radą przy wyborze pierogów. A wybór był niewąski. Można było wybierać między pierogami lepionymi w sposób tradycyjny zwanymi „lepiochami” a pierogami z pieca noszącymi nazwę „piecuchy” (zwykłe albo kruche ciasto). W każdej z kategorii były trzy rodzaje pierogów: mięsne, wegetariańskie i słodkie. Był też olbrzymi pieróg smażony noszący przesympatyczną nazwę „Czeburek kresowy”. Do każdego rodzaju pierogów można sobie wybrać sos: czosnkowy, pomidorowy, grzybowy, gorgonzola, koperkowy, czekoladowy, żurawinowy, malinowy, figowy, korzenny, waniliowy, borówkowy, czyli dla każdego coś dobrego. W pierogarni są też 4 rodzaje zup, kilka sałatek i surówek do wyboru. Są też inne dania mączne – placki ziemniaczane, kopytka, kluski. Ale w końcu do pierogarni to chodzi się na pierogi.
Zanim dostaliśmy nasze pierogi i surówki pojawiło się na stole czekadełko w postaci świeżego chleba, smalcu i ogórków kiszonych. Zielonooki się śmiał, że wyjadam mu ogórki zostawiając dlań chleb i smalczy.
Zdecydowaliśmy się na pierogi pieczone, z klasycznego, bardzo cienkiego ciasta z nadzieniem mięsnym – każdy z innymi dodatkami. Wybraliśmy porcję mniejszą, składającą się z trzech pierogów (przedział cenowy za porcję 3 pierogów pieczonych: 10,96 – 13,46), przy czym ja po dwóch miałam już dość i zastanawiałam się, kto da radę zjeść pięć. Podobno nasza pani kelnerka ma takie możliwości, choć wcale na to nie wyglądała.
Wszystkie, które miałam na talerzu były smaczne, choć najbardziej przypadł mi do smaku pieróg diabelski – z wołowiną, cebulką, papryką i ogórkiem konserwowym na pikantnie. Zielonooki też uznał wszystkie za udane, choć najmniej smakował mu pieróg sołtysowy – z wątróbką smażoną, cebulą i pieczarkami, ale jak sobie wybrał tak mia.
I pierogi i sosy do nich (Zielonooki wybrał czosnkowy, ja grzybowy) były wyraziste w smaku, dobrze doprawione i zwyczajnie smaczne, a wszystkiego dopełnił mix smacznych surówek. Za obiad dla dwóch osób (bez napojów) zapłaciliśmy 33 zł.
Po obiadku i zapłaceniu rachunku umknęliśmy drzwiami, nad którymi wisi cudny napis "czmychalnia"
Miejsce warte odwiedzenia... sympatyczne, smaczne i z bardzo przyjaznymi cenami.
Toruń.. moje ukochane miasto.. szkoda, że nie mówiłaś, że jedziecie podpowiedziałabym kilka miłych miejsc do obejrzenia (i zjedzenia). Przyznam, że w tej pierogarni nie byłam, ale napewno zajrzę przy kolejnej wizycie (prawdopodobnie w sierpniu)
OdpowiedzUsuńMoniko, ja też Toruń bardzo lubię - w końcu to moje studenckie miasto :-) Byliśmy z Zielonookim już nie pierwszy raz, ale jakoś Zamek omijaliśmy i do Muzeum Piernika nie zawitaliśmy... powoli nadrabiamy. Też jeszcze latem pewnie będziemy się wybierać, bo kuzynka coś mówiła, że chciałaby z córką pojechać, więc byśmy je zabrali...
OdpowiedzUsuńNie mogłam za to sobie przypomnieć w którym dokładnie miejscu była nasza ulubiona knajpka na ul. Kopenika, do której regularnie wpadałyśmy na kakao z gałką lodów :-)
A wyjazd był tak spontaniczny, że trudno było kogokolwiek powiadomić :-)
na ul. Most Pauliński jest też ta pierogarnia ( była najpierwsza) pod podłogą widać płynącą rzeczkę Strugę Toruńską...ale pierogi z wody są lepsze na ul. Ślusarskiej w "Leniwej"...
UsuńDroga Margarytko, jeśli będziesz kiedyś w okolicy Regietowa polecam bar u Edka w łosiach (20 km od Regietowa) nad spiętrzeniem Ropy(a zwłaszcza pstrąga z pieczarkami)
OdpowiedzUsuńhttp://pstragueda.w.interia.pl/
Gdy byłam z Lubym w Toruniu, jedliśmy w tej samej pierogarni i też bardzo nam wszystko smakowało i faktycznie- przemiła obsługa :)
OdpowiedzUsuńPS: Mój Luby bez zmrużenia oka zjadł 5 piecuchów i poprawił 2 słodkimi na deser ;)
Meg, dziękuję za namiar. Nie wiem kiedy będę znowu w tamtych stronach, ale będę pamiętać o Łosiu/ach (nigdy nie wiem jak tę nazwę odmieniać) i pstrągach.
OdpowiedzUsuńGabka, aż trudno mi uwierzyć, że ktoś może dać rade zjeść pięć piecuchów, a co dopiero siedem ;-)) Ale fajnie, że podzielasz moje zdanie i że Wam również smakowało - znaczy nie plotę bzdur ;-)
nigdy nie byłam w Toruniu bo mam daleko ale jak się wybiorę to nie omieszkam zajść w te dwa miejsca ;DDD pierogi wyglądają mega zachęcająco i ja bym pewnie zjadła 5 sztuk ;DD
OdpowiedzUsuńFajnie, że będziesz pisać o miejscach w których warto dobrze zjeść.Ja, kiedy jestem w w obcym mieście nigdy nie wiem, gdzie warto zatrzymać się na jedzenie. Czasem wybiorę dobrze, innym razem nie.
OdpowiedzUsuńPo wakacjach raz na jakiś czas będę bywała w Trójmieście i nie omieszkam odwiedzić polecanej przez Ciebie restauracji indyjskiej w Gdyni.
Do Torunia wpadam czasem na zakupy i do koleżanki, nigdy nie jadam na mieście i właściwie od dawna tak na luzie nie pochodziłam sobie po mieście.
Jeśli chodzi o moje wyjazdy, to bardzo często są one spontaniczne i nieplanowane, tak lubię po prostu.
W weekend byłam nad morzem, w Ustce, chyba Twojej ulubionej.
Nie wiedziałam, Margarytko, że masz siostrę:) Ala
Poluśka, jeśli nie byłaś w Toruniu to koniecznie musisz nadrobić ;-)) Wg mnie to Toruń ma drugą po Krakowie najpiękniejszą starówkę - wąskie uliczki pełne kamieniczek i naprawdę fajny klimat :-)
OdpowiedzUsuńJak Ty być dała radę pięciu pierogom to chyba bym padła. Nawet Zielonooki po trzech miał dosyć, a ja myślałam, że się nie ruszę :-)))
Alu, my z reguły sprawdzamy różne opinie, gdy gdzieś się wybieramy (jak wiesz pełnych spontanów u nas niewiele - wszystko starannie zaplanowane ;-))). W Toruniu też dotychczas nie jadaliśmy (znaczy się ja jadałam za studenckich czasów, ale to było wieki temu... ale mój ulubiony bar mleczny jest do dziś). Ta pierogarnia była "przypadkiem", na szczęście bardzo udanym.
O indyjskiej w Gdyni też napiszę (i już Ci zazdroszczę, że będziesz miała niebawem okazję w niej zjeść). Nie mam tak wiele zdjęć, ale coś wyszperam, bo jest godna uwagi i polecenia.
O tak Alu, Ustkę lubię chyba najbardziej z nadmorskich miejscowości, ale tu pewnie sentymenty gają główne skrzypce - mam wiele pięknych wspomnień z nią związanych.
Ps. Ines to moja siostra cioteczna (nasze mamy są siostrami), ale jesteśmy w jednym wieku, wychowywałyśmy się razem (ona jest jedynaczką), wiele czasu spędzałyśmy razem u naszej babci i jesteśmy dla siebie bliskie jak siostry... więc stąd moje określenie. Rodzonego mam tylko jednego brata :-)
miło poczytać pozytywne opinie o moim mieście... w Toruniu jest kilka miejsc, gdzie można iść na warsztaty piernikarskie - http://www.muzeum.torun.pl/strona-36-muzeum_torunskiego_piernika.html,https://muzeumpiernika.pl/pl/content/bilety,http://www.it.torun.pl/sights,2967,pl,piernikarnia_mistrza_bogumila.html,- zjeść też jest też gdzie dobrze i niezbyt drogo... pozdrawiam i zapraszam...Kujawianka z urodzenia, Torunianka z wyboru.. na Fb - Mirosława Józefa...
Usuńto już wiemy gdzie jeśc w Toruniu pyszne pierogi :) Tak to opisałaś, że aż zgłodniałam :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Toruniu. Jeśli kiedyś tam będę, to już wiem gdzie się udać coś przekąsić :)
OdpowiedzUsuńkażda-chwilo, te które jedliśmy były naprawdę znakomite, a ilość osób, która się pojawiała świadczy chyba o tym, że torunianie lubią tam jeść :-)
OdpowiedzUsuńNikko, jeśli będziesz miała okazję i możliwość to wybierz się do miasta pierników - naprawdę warto :-) I to nie tylko na pierogi :-)
Gdybym miała bliżej do Torunia, pewnie bym się tam już dawno wybrała. Mieszkam na południowym południu Polski, więc do piernikowego miasta mam niemały kawałek ;/
OdpowiedzUsuńW Poznaniu też kiedyś była filia tej pierogarni, ale teraz zmienili szyld na Chatka Babuni (a piecuchy i czeburki zostawili:) - była tam nawet jakaś mała afera licencyjna... nie zmienia to faktu że pierogi nadal mają genialne!:)
OdpowiedzUsuńPochodzę z Torunia i od razu robi mi się przyjemnie, jak czytam taki miły post :) Starówka piękna, atmosfera cudowna, a do tego kilka fajnych miejsc takich jak opisana przez Ciebie pierogarnia. Na Łaziennej jest Stary Młyn, a nieopodal (na Moście Paulińskim) Stary Toruń - to restauracje bliźniaki, informuję, gdyby ktoś się wybrał do jednej z nich, a nie znalazł wolnego miejsca :) A jak ktoś chce zjeść równie dobre pierogi, ale w zupełnie odwrotnej, bo nowoczesnej stylizacji to polecam Leniwą - pierogarnię obok Nowego Rynku. Chyba nawet jest ciut tańsza, cenię tam zwłaszcza mix wegetariański, a w nim pierożki serowo-żurawinowe. Jak już tak chwalę pierogarnie, to dorzucę też naleśnikarnie - mamy w Toruniu sieć Manekin (na Starym Rynku, Wysokiej i w okolicy kampusu UMK) - lepszych naleśników jeszcze w Polsce nie znalazłam - super ceny, wieeelkie porcje, a do tego idealny smak i dla każdego coś dobrego - słodkie, mięsne , wegetariańskie; smażone, zapiekane (moje ulubione-z mlecznym ryżem i malinami!); poza tym pyszne zupki podawane w chlebie, sałatki... ajjj, ale zatęskniłam za moim miastem rodzinnym! A nie zawitam tam do końca sierpnia niestety :(
OdpowiedzUsuńNikko, no to faktycznie kawał drogi... od nas to jakieś 140 km :-) Ale na południowym południu też z pewnością masz wiele pięknych miejsc ;-)
OdpowiedzUsuńGoh, podobno właściciel sieci jest z Torunia (coś mi tam siostra wspominała)... nazwa w sumie mniej ważna, jeśli pierogi cały czas są pyszne :-))
Pe.es, dziękuję Ci za te wszystkie wieści. O "Starym Toruniu" czytałam już po fakcie, ale może komuś wiadomość faktycznie się przyda. O "Leniwej" wspominała Asia na moim FB profilu, też warta odwiedzenia :-) Będąc jednak tam przez "chwilę" nie da się wejść wszędzie :-)
i ja tam byłam :) rzeczywiscie przesmaczne pierogi :) i godne polecenia miejsce :)
OdpowiedzUsuńPaproszku, bardzo się cieszę, że i Ty tam byłaś, próbowałaś i podzielasz nasze zdanie :-)
OdpowiedzUsuńOwszem, mamy kilka ładnych miejsc. Do gór też bliziutko, raptem 1.5 h samochodem, więc nie narzekam na moją lokalizację :)
OdpowiedzUsuńNikko i o to chodzi, aby dostrzegać uroki tego, co mamy tuż obok... ja niestety do gór mam daleko, a lubię je bardzo... mój tata pochodzi z Beskidów i mam tam sporo rodzinki :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ta pierogarnia podoba. Wnętrze piękne, z klimatem, a pierogi - z pewnością niebo w gębie i jakie pole dla fantazji kucharza!
OdpowiedzUsuńCo do czekadełka, to przypomina mi sie jedno z pewnej restauracji w pobliżu mojego miasta. Generalnie stronię od smalcu w postaci smarowidła (topiony ze skwarkami, do klusek na przykład, konsumuję chętnie), ale ten, który tam jadłam z chlebem, był boski.
Maritko, pierogarnia jest bardzo przytulna i naprawdę klimatyczna. A pierogi bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńW wielu restauracjach takie czekadełka podają. Ja smalcu prawie nie używam, ale gdy mama robi taki domowy to zawsze skuszę się na kromeczkę chleba ze smalcem i solą, ale to się zdarza może ze dwa razy w roku :-)
Jak to dobrze że ja tu zajrzałam...za tydzień będziemy w Toruniu i chetnie odwiedzę Pierogarnię...jeśli tylko mi sie uda to sie pochwalę:-)
OdpowiedzUsuńDorota, szczerze polecam. Można u nich sobie zarezerwować stolik, bo czasem z marszu trudno tam wejść - szczególnie w weekendy :-))
OdpowiedzUsuńAle gdyby co, to kawałek dalej - na Moście Paulińskim jest druga ich pierogarnia.
Uwielbiam Twoje przepisy, a do tej zakładki zajrzałam przez przypadek trzy tygodnie temu. Oprócz tego,że fantastycznie piszesz, posługujesz się pięknym językiem to jeszcze tak opisujesz wszystko sugestywnie, że musiałam to miejsce odwiedzić. Jechaliśmy nad morze i zahaczyliśmy o Toruń, bo pierogi były w planie. Nie wiedzieliśmy co wybrać, więc wzięliśmy kilka rodzajów z wody, a na drogę 10 piecuchów. Objedliśmy się jak bąki, ale warto było.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że polecasz takie fajne miejsca.
Pozdrawiam
Marta z Płocka
Jeśli smakowało to bardzo się cieszę, że pierogarnia się nie popsuła i dalej serwuje smaczne jedzenie.
UsuńZachęceni zajrzymy tam w niedzielę. Stopniowanie przymiotników w opisie, przesadne.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia. Russel
Świetna recenzja ;) ja uwielbiam Diabelskie z pieca z sosem czosnkowym i pomidorowym ;) kulinarne niebo ;) fajną opcją jest też możliwość miksowania smaków pierogów ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń