Strony

piątek, 30 listopada 2012

Murzynek malinowy

Ostatnio mam fazę na pieczenie murzynków.  I w zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym ja je jadła. Ale nie, co to to nie, ja po prostu uwielbiam je piec, bo zapach rozchodzący się po domu działa na mnie bardzo pozytywnie.
Murzynka uszczknęłam, aby przekonać się jak smakuje... no i jest całkiem całkiem. Ci, którzy go jedli (zabrałam go do pracy) mówili, że pyszny... pozostaje mi wierzyć, skoro czekają na przepis... Więc ten przepis dedykuję dziś Monice, która chciała przepis dla blondynek ;-)
Ten przepis powstał na bazie starego przepisu na murzynek, a malinowa nuta cudownie się w niego wpasowała. Po murzynku z jabłkami wiedziałam, że będę kombinować dalej.  I na tym z pewnością nie koniec.


Składniki na tortownicę o średnicy 23 cm albo na keksówkę 12 x 26 cm (mierzone na górze foremki).

125 g masła
1 szklanka cukru trzcinowego (można dać zwykły)
1 szklanka mleka (ja daję 2%)
1 łyżeczka dobrej przyprawy do piernika (u mnie Kotanyi)
4 łyżki konfitury malinowej (użyłam domowej, którą zrobiłam latem)
1 czubata łyżka dobrego ciemnego kakao

1 duże jajko
2 i ¼ szklanki mąki pszennej tortowej
1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej

1,5 szklanki mrożonych malin

cukier puder do posypania ciasta
masło do wysmarowania formy
kakao do oprószenia formy

*Używam szklanki o pojemności 250 ml

Mąkę przesiać do miski i wymieszać z sodą oczyszczoną.
Do garnka włożyć masło (margarynę), wlać mleko, wsypać cukier, przyprawę do piernika, kakao i dodać konfiturę malinową. Całość zagotować i odstawić do wystygnięcia. Gdy masa będzie wystudzona (może być letnia) wbić jajko i energicznie wymieszać łyżką. Wsypać przesianą wcześniej mąkę i wymieszać do dobrego połączenia składników. Na końcu dodać zamrożone maliny i delikatnie połączyć z masą.
Foremkę do pieczenia posmarować masłem i oprószyć kakao (użyłam silikonowej, więc tylko posmarowałam masłem).
Ciasto przelać do foremki i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (u mnie 170 stopni - termoobieg z dolną grzałką) i piec około 50 - 60 minut, do tzw. suchego patyczka.
Wyciągnąć, zostawić do wystygnięcia i posypać cukrem pudrem, albo polać czekoladą czy lukrem.



środa, 28 listopada 2012

Konkurs z Palmą z Murzynkiem

Od lat piekę głównie na maśle, choć nie ukrywam, że zdarzało mi się używać jednej z popularnych na rynku margaryn do pieczenia... Gdy zostałam zaproszona do testów Palmy z Murzynkiem, nie od razu się zgodziłam... Ale pomyślałam, że raz kozie śmierć – mam okazję przetestować margarynę, która jest na rynku od 40 lat. Z samej notatki prasowej dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy również o firmie, która Palmę z Murzynkiem produkuje. Zakłady Tłuszczowe Bielmar produkują margarynę (i nie tylko margarynę) od ponad 40 lat i są przedsiębiorstwem, którego właścicielami są pracownicy, dostawcy rzepaku, dystrybutorzy produktów, emeryci i spadkobiercy. I chyba pod tym względem jest ewenementem na polskim rynku.
Zakłady produkują kilka rodzajów margaryn, ale chyba najbardziej znaną i popularną jest Palma z Murzynkiem, która zalicza się do margaryn pełnotłustych i od 40 lat jest produkowana według tej samej receptury. Zawiera dodatek oleju palmowego, którego trwałość i odporność na wysokie temperatury decyduje o przydatności margaryny do pieczenia i smażenia.
Palma z Murzynkiem zawiera 80 % tłuszczu, olej palmowy, ukwaszone mleko, witaminy A, D3 i naturalną witaminę E. Jest rekomendowana przez producenta do pieczenia i smażenia, ale również do polew i kremów.
Palma z Murzynkiem podobnie jak wszystkie inne margaryny kulinarne Bielmaru nie zawiera substancji konserwujących, a dzięki reżimowi higienicznemu produkcji i stałej kontroli jakości margaryny mają 90 dniowy termin przydatności do spożycia. Jednak wymaganym warunkiem zachowania świeżości jest stałe przechowywanie margaryny w odpowiednio niskiej temperaturze.
Po wypowiedziach na FB wiem, że sporo z Was używa Palmy z Murzynkiem regularnie. Ja miałam okazję użyć jej na razie dwukrotnie – do przygotowania sernika z brzoskwiniami i do dzisiejszego murzynka z malinami. W obu przypadkach sprawdziła się znakomicie.


Razem z Palmą z Murzynkiem i ZT Bielmar, które są sponsorem konkursu chcę Was zaprosić do konkursu, w którym do wygrania są 4 silikonowe tortownice ze szklanym dnem. Jako, że mój blog jest blogiem kulinarnym to nie będzie rymowanek, wierszyków, prozy... będzie działanie, a dokładniej mówiąc pieczenie.

Zasady konkursu:

1. Aby wziąć udział w konkursie należy przygotować ciasto, które kojarzy się Wam z Bożym Narodzeniem. Jedna osoba może przygotować 2 ciasta. Jeśli to możliwe, tłuszczem użytym do wypieku niech będzie Palma z Murzynkiem.
Pod tą notką należy wpisać jakie ciasto zostało przez Was wybrane i krótko uzasadnić ten wybór. Oczywiście komentarz należy podpisać - anonimowe wpisy nie będę brane pod uwagę.
2. Następnie trzeba zrobić zdjęcie. Na zdjęciu musi znaleźć się karteczka z napisem „Palma z Murzynkiem u Margarytki”. Napis nie może być zrobiony w programie graficznym, a karteczka ma na celu ochronę przed nieuczciwymi graczami.
3. Jedno zdjęcie ciasta (w oryginalnym formacie - nie zmniejszać) razem z przepisem należy przesłać na adres: margarytka75@vp.pl
Wszystkie zdjęcia zostaną umieszczone w konkursowym albumie na Facebooku. Nie trzeba zakładać profilu na FB, nie trzeba lubić mojego profilu (choć oczywiście będzie mi miło) – album będzie ułatwieniem dla mnie, bo pozwoli zebrać wszystkie zdjęcia w jednym miejscu. W mailu oprócz zdjęcia i przepisu, powinno znaleźć się imię i nazwisko oraz nick osoby przygotowującej ciasto – tak, abym nie musiała się domyślać, kto jest autorem.
4. Konkurs trwa od 28 listopada 2012 roku do 8 grudnia 2012 (zdjęcia można przesyłać do północy).
5. Do 10 grudnia 2012 roku wybierzemy osoby, które otrzymają nagrody – ocena będzie jak zawsze subiektywna, bo gusta mamy różne i każdy z nas kieruje się czymś innym przy takim wyborze. Do 12 grudnia będę czekała na dane adresowe nagrodzonych osób, abym mogła przekazać je sponsorowi, który wyśle nagrody.
6. Nagrody w konkursie są 4 – są to silikonowe tortownice ze szklanym dnem (23 cm średnicy).


7. W konkursie mogą wziąć udział wszystkie osoby (również mieszkające za granicą), ale adres do wysyłki nagrody musi być na terenie Polski


Wpis sponsorowany, zdjęcia będące materiałem prasowym są udostępnione za zgodą agencji. 

niedziela, 25 listopada 2012

Kurabiedes

Kurabiedes to greckie ciasteczka migdałowe, przygotowywane na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Obłędnie pachnące i obłędnie pyszne. Upiekliśmy je z Zielonookim wczoraj - ja zrobiłam bazę, Zielonooki kropił wodą różaną (nie żałował) i posypywał cukrem pudrem... i już w trakcie tego posypywania ciasteczka znikały, bo takie jeszcze lekko ciepłe smakują cudownie.
Przepis pochodzi ze strony Polska Gotuje, a autorem jest Teo Vafidis. Ja zmniejszyłam porcję do ¼, bowiem nie miałam zamiaru piec dla pułku wojska... ale ciasteczka są tak smaczne, że spokojnie można zrobić z kilograma mąki i nie będzie ich za dużo.
Woda różana w przypadku tych ciasteczek czyni prawdziwe cuda – są po prostu niesamowicie aromatyczne i pyszne. Można zrobić bez niej, ale to już nie to samo, nie ten smak i nie ten aromat.
Z ciastem pracuje się dosyć ciężko, bo jest bardzo kruche, ale naprawdę warto.
Nie mam zdjęć ciasteczek w trakcie pieczenia, bo działo się to bardzo szybko – następnym razem jednak popstrykam i uzupełnię :-) 


Składniki na około 80 ciasteczek różnej wielkości:

500 g mąki pszennej (użyłam tortowej)
125 g posiekanych migdałów (użyłam płatków migdałowych pokruszonych w blenderze)
250 g masła
1 żółtko
50 g cukru pudru
1 łyżka cukru waniliowego (dałam domowy)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
50 ml koniaku

Dodatkowo:
50 ml wody różanej
50 - 80 g cukru pudru


Masło utrzeć na puszystą masę (użyłam robota FP 270 Kenwood) i ciągle ucierając dodać cukier puder, żółtko, cukier waniliowy i koniak.
Mąkę przesiać, wymieszać z posiekanymi migdałami i proszkiem do pieczenia. Mąkę połączyć z utartą masą maślaną. Dobrze wyrobić, aby uzyskać w miarę jednolitą konsystencję. Ciasto podzielić na 2 – 3 części. Każdą część rozwałkować - nie jest to takie proste, z ciastem pracuje się ciężko, więc dobrze jest wałkować je przez folię. Wyciąć ciasteczka w dowolnym kształcie, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia zachowując niewielkie odstępy (ciasteczka nie rosną zbyt mocno)
Piekarnik nagrzać do 160 stopni (u mnie termoobieg), wstawić blaszkę i piec około 15 -20 minut. Od razu po upieczeniu (jeszcze gorące) spryskać wodą różaną i obficie posypać cukrem pudrem.


Z tej porcji wyszły mi 3 blaszki ciasteczek.

Rozwiązanie konkursu urodzinowego

Nadszedł czas na ogłoszenie wyników konkursu urodzinowego. Ilość zgłoszeń przeszła moje najśmielsze oczekiwania, bo przecież to nie tylko odpowiedź na pytanie, ale całe danie, do przygotowania którego potrzeba czasu i zaangażowania. Ze 124 smakowitych propozycji musiałam wybrać trzy... nie lada to wyzwanie, bo najchętniej nagrodziłabym wszystkich. Wybór jest oczywiście bardzo subiektywny, bo inaczej być nie może. Obiektywnie wybrać się nie da – nawet gdyby robiła to osoba postronna, to wybrałaby subiektywnie – to, co lubi czy to, co się podoba.
Dziękuję Wam wszystkim za udział w zabawie, bo tak naprawdę to nie tylko rywalizacja, ale zabawa i pyszne dania dla rodziny – więc w sumie wygrywają wszyscy :-)

A teraz czas na krótką listę nagrodzonych upominkami:

I nagrodę: 
tacę ceramiczną Delimano + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

 Monika Banas


II nagrodę: 
blender Braun + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

 Joanna Sikora


III nagrodę: 
książkę Zofii Nasierowskiej i Janusza Majewskiego pt. „Fotografia smaku czyli 24 obiady dla tych, którzy lubią i nie lubią przyjmować gości”  + zestaw przypraw Kotanyi otrzymuje

Kasia Młynarska



Serdecznie gratuluję i zgodnie z zasadami konkursu proszę o przesłanie adresu do wysyłki nagrody (tylko na terenie Polski) na adres: margarytka75@vp.pl 
Ze względu na to, że pojawiały się próby podszycia się pod osobę nagrodzoną proszę o wysłanie adresu z tego samego adresu e-mail, z którego wysyłane były zdjęcia konkursowe.
Na adresy czekam do wtorku.

A wszystkich serdecznie zapraszam do kolejnej zabawy, która rozpocznie się w najbliższym tygodniu.

piątek, 23 listopada 2012

Sernik cynamonowy z brzoskwiniami

Ten sernik powstał przez przypadek, choć podobno w życiu przypadków nie ma... więc widocznie po prostu tak miało być... To, że brzoskwinie z cynamonem smakują świetnie wiedziałam nie od dziś, a że w zamrażarce miałam zagniecione kruche ciasto cynamonowe (miało być do pewnej tarty, która też kiedyś pewnie powstanie) to uznałam, że połączę wszystko razem i stworzę sernik. Wyszedł smaczny, niezbyt słodki, zwarty, taki jak lubię najbardziej. Na dole zrobił się maleńki zakalec, ale to zdecydowanie moja wina, bo nie odsączyłam zbyt dobrze brzoskwiń (jak się człowiek spieszy to potem tak wychodzi)
Do sernika użyłam zwykłego twarogu z lokalnej mleczarni, który zmieliłam dwa razy przez maszynkę.  Sernik w trakcie pieczenia lekko urósł, a potem bardzo równo opadł. Niestety nie wiem jak to naprawdę z tymi sernikami jest, że raz wychodzą równe jak stół, innym razem lekko się zapadają i tworzą rant. Ale w sumie nie idą na wystawę i najważniejsze, że są pyszne. 


Składniki na tortownicę o średnicy 24 -25 cm:

Ciasto:
200 g mąki pszennej tortowej
100 g zimnego masła
70 g cukru pudru
2 żółtka
2 -3 łyżki bardzo zimnej wody (wzięłam mineralną niegazowaną z lodówki)
2 płaskie łyżeczki cynamonu

Masa serowa:
1 kg twarogu dwukrotnie zmielonego (użyłam normalnego twarogu, nie z wiaderka)
6 dużych jajek (używam jaj 70 -75 g)
1 szklanka cukru (można dać trochę więcej jeśli ktoś lubi słodkie ciasta)
2 łyżeczki cukru waniliowego (dałam cukier waniliowy domowej roboty)
1,5 -2 łyżeczki cynamonu
100 g roztopionego masła albo margaryny
1 budyń waniliowy (zwykły, taki na 500 ml mleka) albo 2 czubate łyżki skrobi ziemniaczanej

1 puszka brzoskwiń
cukier puder do posypania ciasta

Mąkę przesiać, dodać pokrojone w kostkę masło i posiekać nożem (ja wrzuciłam do robota ), dodać cukier puder, cynamon i żółtka, zimną wodę i szybko zagnieść gładkie ciasto. Zawinąć je w folię spożywczą i włożyć na godzinę do lodówki.
Tortownicę o średnicy 24-25 cm posmarować masłem i posypać mąką. Schłodzone ciasto rozwałkować, delikatnie przenieść do formy i całość nakłuć dosyć gęsto widelcem. Można obciążyć za pomocą ziaren fasoli czy kulek ceramicznych do pieczenia (zawsze najpierw włożyć na ciasto pergamin, a dopiero potem fasolę albo kulki).
Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (góra – dół) i piec 15 minut – ciasto powinno się tylko delikatnie zrumienić. Ciasto zostawić do wystudzenia.

Brzoskwinie pokroić na ósemki i dobrze odsączyć.

Jajka wbić do miski, dodać cukier, cukier waniliowy. Ubijać przez około 2 -3 minuty, aby cukier się rozpuścił (masa nie powinna się za mocno napowietrzyć). Wsypać suchy budyń i cynamon, wlać przestudzone masło i krótko zmiksować – do połączenia składników. Dodać połowę zmielonego twarogu, zmiksować. Dołożyć resztę twarogu i zmiksować do dobrego połączenia składników – dosłownie przez chwilę.

Na ostudzone ciasto wyłożyć pokrojone brzoskwinie i bardzo ostrożnie wlać masę serową, aby brzoskwinie zostały na dnie.
Piekarnik nagrzać do 175 stopni (góra - dół), wstawić sernik i piec 20 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 150 stopni i piec jeszcze przez 60 minut. Wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić na godzinę do przestygnięcia (sernik lekko mi urósł, ale bardzo równo opadł). Wyciągnąć z piekarnika i zostawić do całkowitego wystygnięcia, najlepiej na kilka godzin (u mnie stygł całą noc, bo piekłam późnym wieczorem). Po całkowitym ostygnięciu posypać cukrem pudrem. 




poniedziałek, 19 listopada 2012

Paszteciki drożdżowe z mięsem i kapustą kiszoną

W piątek ugotowałam cały gar rosołu drobiowego, a że dałam do niego sporo mięsa to trzeba było je jakoś zagospodarować. No i padło na paszteciki. Przypomniałam sobie, że mam w zamrażarce jeszcze trochę kapusty z grzybami, która została mi po przygotowaniu krokietów. Wymieszałam i wyszedł pyszny farsz.
Przepis na ciasto dostałam już dawno od mojej bratowej, a wykorzystałam już przy okazji pieczonych pierogów. Z tym ciastem bardzo dobrze się pracuje, nie trzeba czekać aż wyrośnie, a przy tym dobrze i łatwo się wyrabia.
Ja paszteciki kroję w poprzek, ale można je zrobić w formie rogalików, prostokącików, rurek – jednym słowem jak kto chce. 
Wcześniej proponowałam Wam paszteciki z kruchego ciasta, na które przepis znajdziecie TUTAJ


Składniki na 20 – 24 dosyć spore paszteciki:

Ciasto:
30 g świeżych drożdży

¼ - ½ szklanki* mleka (ilość mleka zależy od wilgotności mąki)
1 łyżka cukru
500 g mąki pszennej (użyłam tortowej)
100 g miękkiego masła
2 jajka
1 czubata łyżeczka soli
1 łyżka ulubionych suszonych ziół (ja dałam zioła dalmatyńskie Kotanyi)

Farsz:
360 g mięsa z rosołu (waga samego mięsa, bez kości)
300 g warzyw z rosołu (u mnie 1 pietruszka, ½ selera i 3 marchewki)
250 -300 g kapusty kiszonej
garść suszonych grzybów
½ listka laurowego
2 ziarna ziela angielskiego
1 duża cebula
1 łyżka oleju do smażenia
1 łyżka bułki tartej
½ łyżeczki pieprzu
¼ łyżeczki chili (można dać więcej jeśli ma być bardzo ostro)
sól do smaku (ja nie dałam, bo kapusta była dosyć słona)

do posypania: sezam, czarnuszka, siemię lniane, kminek (ja część posypałam czarnuszką, a część zostawiłam bez niczego)

*używam szklanki o pojemności 250 ml


Farsz:
Kapustę włożyć do garnka, dodać suszone grzyby, liść laurowy, ziele angielskie, podlać wodą i gotować 60 minut, woda powinna całkowicie odparować. Ostudzić, wyrzucić liść laurowy i ziarenka ziela, a następnie zemleć przez maszynkę albo w malakserze (ja wykorzystałam robot FP270 Kenwood) - razem z mięsem i warzywami z rosołu.
Cebulę obrać, pokroić w bardzo drobną kostkę, podsmażyć na oleju do lekkiego zrumienienia. Dodać zmieloną kapustę z grzybami i mięso i wszystko razem lekko przesmażyć. Ostudzić. Dodać bułkę tartą, pieprz, chili i ewentualnie sól. Wszystko wymieszać i spróbować, czy farsz nie jest jałowy, ewentualnie doprawić jeszcze niewielką ilością pieprzu czy soli.

Ciasto:
Zrobić zaczyn: drożdże rozpuścić w ciepłym mleku z 1 łyżką cukru. Odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce, aby „ruszył”.
Mąkę przesiać. Masło posiekać z mąką. Dodać jajka, sól, zioła i wyrośnięty zaczyn. Zagnieść elastyczne ciasto (wystarczy na to 5 minut). Ciasto podzielić na 2 części, każdą rozwałkować na podłużny placek o grubości 0,5 cm. Na każdy placek wyłożyć połowę farszu – mniej więcej 4 cm od brzegu, lekko rozsmarować – warstwa farszu powinna być dosyć gruba. Zwinąć w rulon, lekko spłaszczyć. Każdy rulon pokroić ukośnie na 10 – 12 pasztecików (można zrobić więcej mniejszych pasztecików, rozwałkować na węższe ale dłuższe placki)
Ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia albo posmarowanej masłem (ja użyłam tacy ceramicznej do pieczenia, która nie wymaga smarowania). Zostawić na 10 – 15 minut do lekkiego podrośnięcia. Posmarować rozkłóconym jajkiem i posypać np. czarnuszką, sezamem, kminkiem, siemieniem lnianym.
Piekarnik nagrzać do 175 -190 stopni - (u mnie termoobieg – 175 stopni). Paszteciki wstawić do gorącego piekarnika i piec 15 – 20 minut (kontrolować przypieczenie).
Po upieczeniu przełożyć na kratkę i zostawić do wystygnięcia.

Ja połowę swoich pasztecików zamroziłam i tym samym nie mam już ani odrobiny miejsca w zamrażarce... czas zacząć ją opróżniać :-))


niedziela, 18 listopada 2012

Rolada z indyka

Kupiłam filet z indyka i miałam zamiar go po prostu upiec, aby mieć domową wędlinę do pieczywa. Ale gdzieś po głowie tłukła mi się rolada z pesto, którą robiłam kilka lat temu i gdy Julka na FB zapytała czy mam jakiś przepis na roladę to pomyślałam sobie, że może warto spróbować czegoś nowego. Przejrzałam lodówkę i postanowiłam, że będzie rolada. I choć jestem zwolenniczką prostych smaków, to tym razem namieszałam i sama byłam zaskoczona, że wyszło tak smacznie. Z roladą nie ma dużo pracy, a efekt końcowy jest zaskakujący. Doprawiłam ją musztardą zakonu templariuszy z całymi ziarnami gorczycy (kupiłam ją w sklepie benedyktyńskim i bardzo mi smakuje) i przyprawami Kotanyi, ale oczywiście możecie użyć dowolnej musztardy i dowolnych przypraw.
Część rolady była na obiad, reszta robiła za wędlinę do chleba – chyba nawet smaczniejsza na zimno niż na gorąco... z dodatkiem chrzanu, albo musztardy smakuje wybornie. 


Składniki na 1 roladę (4 – 5 porcji obiadowych albo wędlina)

1 filet z indyka (mój ważył 860 g)
2 łyżki musztardy z całymi ziarnkami gorczycy
2 małe, cienkie marchewki
1 ogórek kiszony
½ czerwonej papryki obranej ze skórki
sól, pieprz, chili
10 średnich pieczarek
1 szklanka bulionu (najlepiej domowego – ja wykorzystałam ugotowany dzień wcześniej rosół drobiowy)

pesto z suszonymi pomidorami (można użyć gotowego pesto ze słoika):
1,5 pęczka ulubionych ziół (użyłam listków pietruszki, kolendry i bazylii, bo wszystkie trzy lubię)
6 suszonych pomidorów z oliwy (odsączyć, ale niezbyt dokładnie)
1 łyżka ziaren słonecznika
1 suszona papryczka chili (bez pestek)
sól, pieprz, chili
ulubione zioła (u mnie włoskie z młynka Kotanyi)


Zioła opłukać, osuszyć, wrzucić do blendera (ja użyłam robota FP 270 Kenwood), dodać suszone pomidory, posiekaną papryczkę chili i słonecznik. Wsypać szczyptę soli, pieprzu, chili i ½ łyżeczki ziół. Zmiksować na pastę.
Filet z indyka opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem. Rozciąć tak, aby uzyskać jak największą powierzchnię. Ułożyć na folii spożywczej. Lekko rozbić, oprószyć solą i pieprzem, posmarować musztardą. Na to wyłożyć pesto i rozsmarować. Około 3 cm od brzegu ułożyć marchewki, a za nimi paseczki papryki i kiszonego ogórka. Zwinąć w roladę a końce podłożyć pod spód. Można dodatkowo oprószyć pieprzem. Zawinąć w folię spożywczą i włożyć na 2 – 3 godziny do lodówki. 
Pieczarki pokroić w plasterki. Piekarnik nagrzać do 200 stopni.
Roladę odwinąć z folii, zawiązać biała nitką, albo spiąć szpilkami do zrazów (ja wykorzystałam szpilki), przełożyć do rękawa do pieczenia albo do naczynia żaroodpornego. Z boków ułożyć pokrojone pieczarki, wlać 1 szklankę bulionu. Zamknąć i nakłuć rękaw, albo przykryć naczynie żaroodporne.
Wstawić do gorącego piekarnika, po 10 minutach zmniejszyć temperaturę do 160 stopni i piec 30 minut. Po tym czasie przeciąć rękaw albo zdjąć pokrywę i piec przez kolejne 20 minut, aż mięso się lekko zrumieni.
Po upieczeniu roladę przełożyć na półmisek, a pieczarki i powstały sos przelać do garnuszka. Można zrobić na tej bazie sos (zmiksować, dolać odrobinę wody, ewentualnie doprawić solą i pieprzem, zaciągnąć mąką i śmietaną), albo po prostu pieczarki podać obok rolady (ja właśnie tak zrobiłam).
Dodatkiem do rolady była u mnie fasolka szparagowa. 




piątek, 16 listopada 2012

Murzynek z jabłkami, rodzynkami, orzechami i żurawiną

Umówiłam się z Jolą i Piotrem na piątkową popołudniową kawę. No, ale do kawy trzeba było jakieś ciacho zmontować. Dana tak mnie na Facebooku murzynkiem zakręciła, że postanowiłam niecnie wykorzystać mój przepis na murzynek z dżemem i zrobić ciasto „na motywach”. I tak oto powstało mocno kakaowo – czekoladowe cudo, do którego wsypałam 2 łyżki czekolady korzennej Monbana, którą całkiem niedawno wygrałam w jednym z konkursów. Wrzuciłam też garść żurawiny i rodzynków, które wcześniej utopiłam w palonej żubrówce. Dodałam orzechy i jabłka. I wyszło ciasto na bogato.
Zjadłam pół kawałka i cóż mogę powiedzieć. No pyszne jest i już – i mówię to ja, anty fanka czekoladowych wypieków. Piotr wcinał aż miło, dostał na wynos, a to co zostało podzieliłam na pół, zamroziłam dla Zielonookiego i obdarowałam sąsiadkę.
Ciasto jest pulchne, wilgotne, cudownie pachnie cynamonem. Nie jest zbyt słodkie, więc jeśli ktoś lubi słodsze wypieki może dodać więcej cukru albo polać ciasto lukrem czy czekoladą. 


Składniki na foremkę keksówkę 12 x 26 cm (mierzone na górze foremki)

125 g masła albo margaryny(ja używam masła)
2/3 szklanki* cukru trzcinowego (można dać zwykły)
1 szklanka mleka
1 pełna łyżka miodu (dałam spadziowy)
½ łyżeczki przyprawy do piernika
2 płaskie łyżeczki cynamonu (zmieliłam korę cynamonową Kotanyi)
2 łyżki powideł śliwkowych (albo innych)
1 łyżka dobrego ciemnego kakao
2 łyżki czekolady w proszku

2 średnie jabłka
½ szklanki posiekanych orzechów włoskich
2 łyżki rodzynków
3 łyżki suszonej żurawiny
4 łyżki żubrówki palonej (albo innego alkoholu – np. rumu, koniaku)

1 duże jajko
2 i ¼ szklanki mąki pszennej tortowej
1 czubata łyżeczka sody oczyszczonej

cukier puder do posypania ciasta
masło do wysmarowania formy
kakao do oprószenia formy


*Używam szklanki o pojemności 250 ml

Rodzynki i żurawinę zalać 4 łyżkami żubrówki i pozwolić, aby się „napiły”. Mąkę przesiać do miski, wymieszać z sodą oczyszczoną. Jabłka obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach.

Do garnka włożyć masło, wlać mleko, wsypać cukier, przyprawę do piernika, cynamon, kakao, czekoladę, dodać miód i powidła śliwkowe. Całość zagotować i odstawić do wystygnięcia. Gdy masa będzie wystudzona (może być letnia) dodać starte jabłka, orzechy, odsączoną żurawinę i rodzynki,  wbić jajko i energicznie wymieszać łyżką. Wsypać mąkę i wymieszać do dobrego połączenia składników.
Foremkę do pieczenia posmarować masłem i oprószyć kakao.
Ciasto przelać do foremki i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (u mnie 170 stopni - termoobieg z dolną grzałką) i piec około 60 minut, do tzw. suchego patyczka.
Wyciągnąć, zostawić do wystygnięcia i posypać cukrem pudrem, albo polać czekoladą czy lukrem (wg upodobań). 




środa, 14 listopada 2012

Prosty łosoś z pieprzem cytrynowym

Ryby pojawiają się na naszym stole dosyć często, są na obiad średnio dwa razy w tygodniu. Przeważnie w postaci smażonej, pieczonej albo gotowanej na parze. Bez zbędnych dodatków, przeważnie bez panierki - w prostej formie z niewielką ilością przypraw. Koniecznie z dodatkiem surówki – osobiście do ryby najbardziej lubię taką z kiszonej kapusty.
Ten łosoś, podobnie jak łosoś z warzywami, należy do moich ulubionych. I do przygotowania takiego obiadu nie potrzeba wielkich zdolności kulinarnych, wystarczy odrobina czasu i uwagi.
Ważnym składnikiem jest masło klarowane, bowiem łosoś usmażony na innym tłuszczu nie smakuje już tak dobrze. Domowy sposób na masło klarowane znajdziecie TUTAJ – warto je samemu przygotowywać, bo jest bardzo wydajne, tańsze niż ze sklepu i wiemy, co naprawdę mamy.
Mieszankę pod nazwą „pieprz cytrynowy” odkryłam już kilka lat temu i używam głównie do ryb – pasuje mi idealnie. Skład tej mieszanki to nic innego jak pieprz, skórka cytrynowa i naturalny aromat cytrynowy. Pewnie można go przygotować domowym sposobem, ale ja osobiście lubię pieprz cytrynowy Kotanyi - oczywiście to mój wybór, Wy możecie użyć innego pieprzu. 


Składniki na 2 porcje

2 kawałki (po ok. 150 g) świeżego fileta z łososia (jeśli był mrożony to trzeba go dobrze rozmrozić)
sok z ½ cytryny
sól morska
pieprz cytrynowy (ja używam mieszanki Kotanyi)
klarowane masło – 1 łyżka


Łososia opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem i dobrze skropić sokiem z cytryny. Odstawić przynajmniej na pół godziny do lodówki. Wyciągnąć, ponownie osuszyć papierowym ręcznikiem, oprószyć niewielką ilością soli morskiej i posypać pieprzem cytrynowym.
Na patelni rozgrzać klarowane masło i gdy będzie gorące włożyć kawałki łososia. Smażyć na średnim ogniu po 3 – 4 minuty z każdej strony (zależy od grubości kawałków). Odsączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
Podawać z ulubionymi dodatkami. U nas były ziemniaczki i surówka z kiszonej kapusty.



poniedziałek, 12 listopada 2012

6 lat kulinarnego blogowania i urodzinowy konkurs

Dzisiaj przepisu nie będzie, choć pozostaniemy w kulinarnym świecie. Mam jednak nadzieję, że nie uśniecie przy lekturze tego postu i doczytacie do końca.
Właśnie mija 6 lat odkąd założyłam bloga kulinarnego... a zaczęło się banalnie. Pisałam wcześniej bloga o codziennym życiu, o radościach, o smutkach, o miłości, przyjaźni... o tym wszystkim, czym żyłam. Wplatałam też w niego przepisy, które spotkały się ze sporym zainteresowaniem ze strony czytelników bloga, (w tamtym okresie blogi kulinarne można było policzyć na palcach) i tak zrodził się pomysł na założenie bloga kulinarnego, takiego z codziennymi, sprawdzonymi przepisami.
Początkowo miałam obawy, bo w sumie co mogłam zaproponować? Owoców morza nie jadam, wyszukanych produktów nie kupuję, bo zwyczajnie nie mam do nich dostępu... ale po głowie tłukły mi się słowa mojej babci Walerii, że w prostocie siła. I na tę prostotę postawiłam... i nie żałuję.
Przez te 6 lat przez mój kulinarny blog (najpierw na Onecie, teraz prawie od dwóch lat na Bloggerze) przewinęło się wiele osób, blog odnotował ponad 10 milionów odsłon i 21 tysięcy komentarzy (część to moje odpowiedzi), obecnie miesięcznie to około 320 - 340 tysięcy odsłon przy ponad 100 tysiącach unikalnych użytkownikach... Dużo, mało? Dla mnie bardzo dużo. Ktoś powie: to tylko liczby. Niby tak, ale dla mnie za tymi liczbami stoją konkretni ludzie, których obecność i zaangażowanie są dla mnie równie ważne jak pisanie przepisów. Bo gdyby nie Wy – czytelnicy i użytkownicy tego bloga to moje pisanie wielkiego sensu by nie miało. Nigdy nie twierdziłam i twierdzić nie będę, że bloga piszę dla siebie, bo przecież robię to dla innych. I dlatego dziękuję Wam za obecność, za komentarze – nie tylko te pochlebne, ale również te pełne wątpliwości i pytań, na które w miarę możliwości staram się odpowiadać. I dziękuję również za to, że po wypróbowaniu przepisu chce Wam się tu wrócić i podzielić wrażeniami, które są bardzo przydatne innym osobom, które wahają się czy za daną potrawę się zabrać.
Magda zapytała mnie na FB, czy coś się przez te lata zmieniło? Hm.. z pewnością tak, bo człowiek się rozwija i idzie do przodu. Na pewne rzeczy się uodporniłam (np. na złośliwości, które nie mają podstaw, a ich celem jest po prostu sprawienie przykrości), do pewnych podchodzę z większym luzem (np. już się upierdliwie nie upieram, że leniwe robi się z samego sera – a niech sobie ludzie robią jak chcą, nic mi do tego). Zmieniło się też moje podejście do reklamy, której kiedyś się bałam jak ognia, a dziś wiem, że nie ma w niej niczego, czego miałabym się wstydzić.
Ja sama chyba stałam się bardziej wyluzowana kulinarnie, chętnie próbuję tego, czego jeszcze 10 lat temu nie wzięłabym do ust i to chyba jest dla mnie w tym wszystkim najfajniejsze – poznawanie nowych smaków.
No dobra... nie będę już nudzić. Po prostu dziękuję i cieszę się, że ze mną jesteście, choć nie zawsze się ujawniacie. 
A TUTAJ można przeczytać pierwszy wywiad jakiego udzieliłam :-)

A teraz zapraszam Was na konkurs, jak zawsze kulinarny, bo w końcu to nie literacki blog, żeby rymowankami stał :-) Zasady są podobne do tych z poprzednich konkursów. Nie będę wymyślać, kombinować i zmieniać tego, co się świetnie sprawdza i znajduje odzwierciedlenie w ilości Waszych wspaniałych zgłoszeń. Niech to już będzie taka moja forma konkursów organizowanych na blogu.

Zasady konkursu:
1. Aby wziąć udział w konkursie należy wybrać dowolny przepis z mojego bloga (a jest w czym wybierać) i przygotować potrawę albo ciasto (można wybrać maksymalnie 3 przepisy).
Pod tą notką należy wpisać jakie danie albo ciasto zostało przez Was wybrane i krótko uzasadnić ten wybór. Oczywiście komentarz należy podpisać - anonimowe wpisy nie będę brane pod uwagę.

2. Następnie trzeba zrobić zdjęcie. Na zdjęciu musi znaleźć się karteczka z napisem: „Urodziny u Margarytki 2012”. Napis nie może być zrobiony w programie graficznym, a karteczka ma na celu ochronę przed nieuczciwymi graczami.

3. Jedno zdjęcie potrawy albo ciasta (w oryginalnym formacie - nie zmniejszać) razem z linkiem do wybranej potrawy/ciasta należy przesłać na adres: margarytka75@vp.pl
Jeśli zdecydujecie się na więcej niż jeden przepis to proszę, aby każdy był przysłany w osobnym mailu.
Wszystkie zdjęcia zostaną umieszczone w konkursowym albumie na FB. Nie trzeba zakładać profilu na FB, nie trzeba lubić mojego profilu (choć oczywiście będzie mi miło) – album będzie ułatwieniem dla mnie, bo pozwoli zebrać wszystkie zdjęcia w jednym miejscu. W mailu oprócz zdjęcia i linku, powinno znaleźć się imię i nazwisko oraz nick (ewentualnie adres bloga jeśli chcecie, aby został podany pod zdjęciem) osoby przygotowującej danie – tak, abym nie musiała się domyślać, kto jest autorem.

4. Konkurs trwa od 12 – 24 listopada 2012 roku (zdjęcia można przesyłać do północy).

5. Do 26 listopada 2012 roku wybierzemy osoby, które otrzymają nagrody – ocena będzie jak zawsze subiektywna, bo gusta mamy różne i każdy z nas kieruje się czymś innym przy takim wyborze.

6. Nagrody w konkursie są trzy: tacę ceramiczną ufundował przedstawiciel naczyń i garnków Delimano, przyprawy jak zawsze są od Kotanyi, a blender i książka to nagrody ode mnie.

I nagroda to ceramiczna taca do pieczenia Delimano + zestaw przypraw Kotanyi (cynamon cały i mielony, gałka muszkatołowa, goździki, imbir, przyprawa do piernika, skórki pomarańczowa i cytrynowa, cukier z wanilią, wanilia w lasce i jeden słodki młynek)



II nagroda to blender firmy Braun + zestaw przypraw Kotanyi (cynamon cały i mielony, gałka muszkatołowa, goździki, imbir, przyprawa do piernika, skórki pomarańczowa i cytrynowa, cukier z wanilią, wanilia w lasce i jeden słodki młynek).
Ta nagroda jest szczególna – może ją wygrać jedna z osób, która odpowiedziała na moje pytanie zadane we wrześniu na Facebooku o posiadanie blendera. Chcę bowiem, aby ta nagroda trafiła do osoby, której blender się przyda i która naprawdę go potrzebuje.  Oczywiście pozostałe zasady konkursu też muszą zostać spełnione.



III nagroda to książka Zofii Nasierowskiej i Janusza Majewskiego pt. „Fotografia smaku czyli 24 obiady dla tych, którzy lubią i nie lubią przyjmować gości” + zestaw przypraw Kotanyi (cynamon cały i mielony, gałka muszkatołowa, goździki, imbir, przyprawa do piernika, skórki pomarańczowa i cytrynowa, cukier z wanilią, wanilia w lasce i jeden słodki młynek).



7. W konkursie mogą wziąć udział wszystkie osoby (również mieszkające za granicą), ale adres do wysyłki nagrody musi być na terenie Polski.

I na koniec jeszcze mała prośba. Proszę, abyście wykonali również zdjęcia potrawy w garnku, czy też ciasta na blasze (w całości), bo po jednym z konkursów pojawiło się wiele niezbyt miłych komentarzy poddających w wątpliwość wykonanie co niektórych ciast. Nie przysyłajcie mi ich, ale zachowajcie – w razie wątpliwości poproszę o dosłanie.
I jeszcze jedno – nie przysyłajcie mi kilku zdjęć, prosząc, abym ja wybrała, które opublikować – niech to będzie Wasza decyzja.

Zapraszam do zabawy i mam nadzieję, że będę miała komu oddać te nagrody.

niedziela, 11 listopada 2012

Sałatka z kurczakiem i czerwoną fasolą

Przepis na tę sałatkę był już na starym blogu, ale jako, że co jakiś czas ją powtarzam  to postanowiłam, że i tutaj znajdzie swoje miejsce. Przepis dostałam od Ines - moje siostry ciotecznej, która czasem tu zagląda.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie przekombinowała... ale taka wersja mi smakuje bardzo. Przepis podaję już w wersji po liftingu. 


Składniki na średnią salaterkę:

podwójna pierś z kurczaka (moja ważyła 570 g)
5 dużych jajek ugotowanych na twardo
1 puszka czerwonej fasoli
1 mała paczka słonecznika (100 g)
1 średnia czerwona cebula
zielsko tzn. szczypiorek, pietruszka, kolendra, cebulka dymka... co kto lubi
majonez (albo majonez wymieszany z jogurtem)
sól, pieprz
1 łyżeczka przyprawy do kurczaka albo przyprawy wg własnego uznania (ja dałam 1 płaską łyżeczką słodkiej papryki, ½ łyżeczki curry, ½ łyżeczki soli, ¼ łyżeczki pieprzu, ¼ łyżeczki chili, ½ łyżeczki ziół włoskich)
1 -2 łyżki oleju



Pierś z kurczaka pokroić w kostkę, posolić i popieprzyć, dodać przyprawy i olej. Odstawić choć na pół godziny do lodówki, żeby mięso z przyprawami się „przegryzło” . Patelnię rozgrzać, włożyć mięso i podsmażyć do zarumienienia. Wystudzić!!!
Słonecznik uprażyć na suchej patelni ale uważać, żeby go nie przypalić, bo będzie gorzki. Dwie łyżki słonecznika odłożyć do posypania sałatki.
Jajka ugotować na twardo i pokroić w kostkę, fasolę odsączyć z zalewy i przepłukać, dokładnie odsączyć. Zieleninę i cebulę pokroić na drobno. Wszystkie składniki wymieszać, doprawić niewielką ilością soli i pieprzu, dodać majonez - tyle ile trzeba aby składniki się połączyły (około 3 – 4 łyżki). Można też zrobić sos majonezowo-jogurtowy (wymieszać majonez z jogurtem naturalnym i dodać łyżeczkę pikantnego keczupu), wtedy sałatka będzie „lżejsza”... i ja tak właśnie robię.
Całość przełożyć do salaterki i posypać resztą uprażonego słonecznika.

Sałatka palce lizać... Może nie wygląda cudnie, ale smakuje rewelacyjnie.