Miodownik to ciasto mojego dzieciństwa...
I wcale nie było związane ze świętami Bożego Narodzenia, ale z
feriami zimowymi, które czasem zdarzało mi się spędzać u babci
(gdy nie wyjeżdżałam na zimowiska). Babcia bowiem miodownika nie
piekła na święta, przynajmniej ja tego nie pamiętam. Ale w ferie
było to ciasto obowiązkowe, mocno miodowe z masą grysikową. Do
dziś pamiętam, że moim zadaniem było mieszanie ugotowanej kaszy
manny, aby nie zrobiła się na niej twarda skórka.
Nie robiłam
tego ciasta już całe lata, ale przepis się zachował i pomyślałam,
że już czas... Jako, że moja babcia nigdy nie używała do
pieczenia margaryny, to i ja byłam nauczona pieczenia na maśle.
Kiedyś nawet by mi przez myśl nie przyszło, że można piec na
margarynie. Ale dziś czasem jej używam do wypieku ciast, jednak
nigdy do kremów. I dlatego miałam pewne obawy, gdy zostałam
zaproszona przez ZT Bielmar, producenta Palmy z Murzynkiem do
wspólnego pieczenia miodownika.
Krem na margarynie = przerażenie w moich oczach. Moja bratowa jednak stwierdziła, że mam
piec, bo i tak ciasto zostanie zjedzone. No i okazało się, że nie
taki diabeł straszny. Rodzina uznała, że krem jest w porządku, taki jak być powinien. Wg
mnie margaryna do ciasta jest w porządku, ale do kremu jednak wolę
masło... być może to tylko moje wrażenie i przyzwyczajenie do określonego smaku, ale jednak masło to masło i nic tego nie zmieni.
Przepis babciny, jednak z małą
zmianą. Babcia ostatni blat miodownika piekła z karmelizowanymi
orzechami (podobnie jak ja orzechowiec) i nie polewała całości
czekoladą. Ja z pewnych rodzinnych względów dokonałam tej małej
zmiany i przygotowałam miodownik z polewą taką jak do babki czekoladowo – pomarańczowej. Dodatek powideł albo dżemu sprawia,
że ciasto jest lekko kwaskowe, co mojej rodzinie bardzo odpowiada.
Składniki na ciasto o średnicy 23 cm:
ciasto:
500 g mąki wrocławskiej typ 500 (3
szklanki*)
125 g drobnego cukru (½ szklanki)
165 g miękkiego miodu (3 pełne łyżki)
– dałam miód wielokwiatowy
125 g margaryny (u mnie Palma z
Murzynkiem)
2 całe duże jajka (używam jajek 70
g)
1 żółtko
7 g proszku do pieczenia (czubata
łyżeczka)
13 g sody oczyszczonej (czubata
łyżeczka)
szczypta soli
krem:
750 ml mleka (użyłam 2%)
165 g grysiku (10 pełnych łyżek /
niepełna szklanka)
125 g cukru ( ½ szklanki) – użyłam
domowego waniliowego
1 łyżeczka pasty waniliowej (można
użyć olejku waniliowego albo rumowego)
1 kostka masła
polewa:
50 g gorzkiej czekolady
40 g masła
15 g dobrego ciemnego kakao (1 czubata
łyżka)
35 g cukru (2 pełne łyżki)
3 - 4 łyżki śmietany kremówki 30 –
36 %
½ łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w
2 łyżeczkach gorącej wody
dodatkowo:
słoiczek powideł śliwkowych albo
dowolnego dżemu (u mnie domowy truskawkowo – agrestowy)
kilka połówek orzechów włoskich
*szklanka o pojemności 250 ml – do
szklanki weszło mi około 165 g mąki wrocławskiej (mąki tortowej
wchodzi więcej – około 180g)
Wszystkie składniki ciasta (w
temperaturze pokojowej) wyłożyć na stolnicę i zagnieść gładkie
ciasto (można skorzystać z pomocy robota, co ja osobiście
zrobiłam). Podzielić na 5 części (każda mniej więcej po 210 –
215 g) - można podzielić na 7 - 8 części, wtedy placki będą cieńsze. Każdą część rozwałkować na papierze do pieczenia na
okrąg o średnicy 23 cm albo bezpośrednio w tortownicy posmarowanej
tłuszczem i posypanej mąką. Piekarnik nagrzać do 175 – 180
stopni (góra – dół). Każdy placek nakłuć widelcem, włożyć
do nagrzanego piekarnika i piec około 10 -15 minut do ładnego
zrumienienia. Placki po upieczeniu są miękkie i delikatne, więc
należy uważać przy przenoszeniu ich na kratkę (twardnieją po
wystygnięciu).
500 ml mleka wlać do rondla, wsypać
cukier, dodać pastę waniliową albo olejek i zagotować. Do
pozostałego mleka wsypać grysik i wymieszać (zrobić to chwilę
przed wlaniem do gotującego się mleka, bo kaszka szybko pęcznieje).
Gdy mleko się zagotuje wlać kaszkę i gotować kilka minut ciągle
mieszając, aż kaszka będzie gęsta. Zostawić do wystygnięcia,
jednak mieszać co kilka minut, aby nie zrobiła się twarda skórka
na powierzchni.
Masło utrzeć mikserem na puszystą
masę i dodawać po łyżce grysiku ciągle ucierając, aż do
wykorzystania całej masy. Jeszcze chwilę ucierać do uzyskanie
puszystego kremu. Podzielić na cztery części.
Na paterze ułożyć jeden blat ciasta,
wyłożyć warstwę kremu i równo rozsmarować. Przykryć drugim
krążkiem ciasta, który najpierw posmarować dżemem, a następnie
kremem. Położyć kolejny krążek i warstwę kremu. Czwarty krążek
ciasta podobnie jak drugi posmarować najpierw dżemem, a potem
kremem. Przykryć ostatnim krążkiem ciasta. Założyć obręcz
cukierniczą, a górę przykryć folią aluminiową (przy braku
obręczy cukierniczej całość owinąć folią aluminiową).
Wstawić do lodówki na minimum 12 godzin (u mnie stał 16 godzin –
zrobiłam popołudniu i wstawiłam do lodówki na całą noc).
Na drugi dzień przygotować polewę.
Żelatynę wsypać do szklanki, zalać 2 łyżeczkami gorącej wody,
rozmieszać i szklankę umieścić w miseczce z gorącą wodą, aby
żelatyna się nie ścięła. Masło, śmietanę, kakao, cukier,
czekoladę połamaną na kawałki umieścić w garnuszki i podgrzać.
Gdy masa będzie gorąca wlać rozpuszczoną żelatynę i wymieszać.
Zostawić na kilka minut do przestygnięcia.
Miodownik wyciągnąć
z lodówki, zdjąć folie i obręcz. Udekorować przestudzoną
polewą, ozdobić orzechami. I ponownie wstawić do lodówki.
Ciasto najsmaczniejsze jest po 2 – 3
dniach, gdy placki miodowe skruszeją. Jest to więc niewątpliwie
zaletą tego ciasta, gdy chcemy przygotować je na święta, bowiem
można, a nawet trzeba zrobić je dwa dni wcześniej.