W ostatni weekend miałam okazję
uczestniczyć w spotkaniu wielkopolskich blogerów i warsztatach
pierogowych zorganizowanych przez Monikę i Maćka, właścicieli
firmy „Smakfonia”... Całość miała miejsce w przepięknym
miejscu jakim jest Hotel i Restauracja Kaskada, położony tuż nad brzegiem
jeziora Kiekrz. Aż się wierzyć nie chce, że zaledwie 11 km od
poznańskiej starówki jest miejsce, w którym można odpocząć,
zrelaksować się i posłuchać ciszy. W pewnej chwili miałam
wrażenie, że wróciłam na Mazury, bo muszę wspomnieć również o
tym, że na jeziorze Kiekrz można pożeglować.
Zaczęliśmy wieczornym spotkaniem przy
ognisku.
Właścicielka hotelu przygotowała dla nas kociołek pełen
smakowitości, tzw. Prażone, a my – jak na kulinarnych blogerów
przystało - zapełniliśmy stół różnymi pysznościami. Ja
przygotowałam trzy pasty do pieczywa: jajeczną ze szczypiorkiem, z wędzoną makrelą
i serową z rzodkiewką i korniszonem oraz upiekłam ciachomaślankowe z rabarbarem i kruszonką.
Wszystko, co pojawiło się na stole
wyglądało bardzo smakowicie, choć z żalem przyznaję, że części
smakołyków nie spróbowałam, bo było ich naprawdę sporo.
Skosztowałam konfitury bekonowej przygotowanej przez San Jacinto,
która okazała się prawdziwym przebojem i zasługuje na pochwały i
niewątpliwie zostanie niebawem przygotowana w mojej małej kuchni.
Świetne okazały się też ciasteczka z parmezanem przygotowane
przez Dorotę i pyszne ciasto Joli z budyniem i migdałami. No i
wspomniany już dżem truskawkowo – rabarbarowy z piernikową nutą,
który mnie tak urzekł, że go od razu zrobiłam... a u mnie to
nieczęste zjawisko :-)
Pogaduchy przy ognisku trwały do
północy (a w niektórych przypadkach i dłużej) i bardzo się
cieszę, że dane mi było poznać tylu fajnych ludzi, którzy wbrew
pozorom potrafią rozmawiać nie tylko o kuchni i jedzeniu :-)
Rano czekało na nas pyszne śniadanie
przygotowane przez panią Anię, właścicielkę Kaskady. Chwila
relaksu nad jeziorem i zabraliśmy się do pracy, bardzo przyjemnej
pracy.
Na sali zastaliśmy nie tylko wałki,
fartuszki i deski, ale i bardzo dobrej jakości produkty, które
przyjechały z właścicielami Smakfoni. Doskonały twaróg
przypomniał mi czasy, gdy mama ze zgliwiałego twarogu robiła
domowy ser smażony. Aż chciało się za te pierogi zabierać.
Podzieliliśmy się na grupy dwuosobowe
– ja pracowałam z Agnieszką (i przy lekkim wsparciu Piotra, który
wałkował nam ciasto) i zabraliśmy się do pracy – na pierwszy
ogień poszły pierogi ruskie. Agnieszka zrobiła ciasto, ja
przygotowałam farsz.
Drugie pierogi były z ciasta z
dodatkiem kurkumy, która zabarwiła ciasto na intensywnie żółty
kolor. Nadzienie do nich powstało z krewetek, komosy, limonki i
chili.
Trzecie pierogi to klasyczne ciasto i
niecodzienne nadzienie w postaci rabarbaru. Robiłam wiele pierogów,
ale takie z nadzieniem rabarbarowym były dla mnie nowością.
Warsztaty to nie tylko lepienie
pierogów, ale i czas na wymianę doświadczeń i nauczenie się
czegoś nowego. Bo choć robię pierogi od 30 lat to wiem, że zawsze
jest coś, czego mogę się na ich temat dowiedzieć. Forma tych
warsztatów była dosyć luźna, ale to też sprawiło, że mogliśmy
porozmawiać o jakości produktów i o samej idei karmienia ludzi
zdrowym jedzeniem. Okazało się, że w firmie Moniki i Macieja
jedynym sprzętem jest maszyna do mielenia, natomiast cała reszta
jest wykonywana ręcznie, bo wprowadzając maszyny traci się na
jakości produktu. Gorzka to prawda ale prawda.
Dyskutując z Moniką o rodzajach
ciasta i farszach dowiedziałam się np., że Polacy to jednak
tradycjonaliści. Po licznych próbach, które przeprowadziła Monika
na konsumentach okazało się, że np. mięta w ruskich czy ciasto
zaparzane mlekiem nie przejdzie.
/na zdjęciu Monika i Maciek - właściciele Smakfoni)
I choć wydawać by się mogło, że
warsztaty pierogowe nie są dla mnie, bo przecież nie mam z nimi
żadnego problemu, to takie spotkania wnoszą bardzo wiele i
porządkują wiedzę, którą już mamy.
Myślę, że nikt z nas się nie
nudził, ani te osoby, które pierogi lepiły po raz pierwszy (Marku,
jestem pełna podziwu dla Twojego zapału i zaangażowania), ani te,
które pierogi lepią od lat. Wymienialiśmy się pomysłami na
kształty pierogów i ich wykończeń.
Mam nadzieję, że Pierwsza Kaskada
Samków nie była ostatnią i będę miała okazję tam wrócić i po
raz kolejny spotkać się z fajnymi ludźmi i czegoś nowego nauczyć.
Dziękuję za wspólnie spędzony czas.
Więcej zdjęć z warsztatów znajdziecie na Facebooku
Autorem kilku zdjęć zamieszczonych w tym poście jest Marek Bielski - zdjęcia są podpisane i wykorzystane ze zgodą, pozostałe są mojego autorstwa.
Jakie wspaniałe warsztaty. Sama bym wzieła udział w takich, niestety nie prowadzę bloga kulinarego, a jedynie 2 o innej tematyce. Świetna fotorelacja. Zachwycają mnie kształty pierogów.
OdpowiedzUsuńAniu, było naprawdę świetnie. Ja nie byłam na zbyt wielu warsztatach, to były moje trzecie, ale było naprawdę super.
UsuńA kształty rzeczywiście można wymyślać dowolne, ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia.
Napisałaś to tak, że ma się ochotę tam pojechać. A pierogi wyglądają przepysznie. Zazdroszczę możliwości uczestniczenia w takich warsztatach. Po zdjęciach widać, że musiało byś naprawdę super fajnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Basia
Basiu, było super. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję w jakiś uczestniczyć.
UsuńDość blisko mieszkam tego miejsca -niestety nigdy nad tym jeziorkiem nie byłam ..wydawało mi się ze tam całe miasto zjeżdża sie i bedzie tłok jak na Malcie poznańskiej...pierogi lubię ostatnio robiłam swoje ulubione ruskie -na zdjęcia wszystkie smakowite ..
OdpowiedzUsuńO widzisz, a może warto się wybrać. Tam naprawdę jest pięknie. Latem pewnie trochę więcej osób, ale myślę, że i tak warto.
UsuńJa dziś robiłam z truskawkami :-)
myślę , że każde spotkanie ludzi z podobną pasją to wielka frajda :) na pewno rozmawialiście nie tylko o pierogach ...a pierogi, ach...jak smakowicie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, wspólna pasja ludzi łączy. A pierogi były pyszne.
UsuńPotwierdzam- było super i cieszę się, ze Cię nareszcie spotkałam :)
OdpowiedzUsuńGrażynko i ja się ciesze, że wreszcie mogłyśmy się poznać. Jesteś świetną babką.
Usuńz dziką rozkoszą pooglądałam zdjęcia i poczytałam o tych niesamowitych warsztatach...wzdychając cicho zazdrośnie. Przyznam szczerze, że u mnie pierogi ruskie są zawsze z miętą, zaś te z rabarbarem z ciekawością spróbuję
OdpowiedzUsuńAgnieszko, a rozejrzyj się, bo z tego co wiem to w Lublinie też się dzieją fajne rzeczy i blogerzy działają :-)
UsuńU mnie też ruskie z miętą. Każde inne zjem, ale tylko te z miętą są spełnieniem dziecięcych wspomnień :-)
Witam.Tak patrzę na te zdjęcia i Ci zazdroszczę Margarytko,oczywiście w sensie pozytywnym.I dalej patrząc na fotografie doszłam do wniosku,że ja przy tych uczestnikach jestem już za stara,żeby móc uczestniczyć w takich warsztatach.Zawyżałabym tylko średnią wieku.Jak patrzę na poznańskich blogerów na facebooku,to tam przeważają ludzie dużo młodsi ode mnie.Myślę,że jakieś drzwi już się za mną zamykają.Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńE tam, to nie o metrykę chodzi, a o ducha. Grażyna też już ma dorosłe dzieci, Jola też, a mimo to czują się dobrze w tym gronie... ja też mogłabym być mamą co niektórych, ale nijak mnie to nie zniechęca :-) Fajne jest to, że możemy się nawzajem od siebie uczyć, również od tych najmłodszych, którzy mają głowy pełne smacznych pomysłów.
UsuńZajadałam zarówno Twoje ciacho, jak i pasty kanapkowe. Wszystko pyszne!
OdpowiedzUsuńKasiu, cieszę się, że smakowało :-)
UsuńBardzo fajny pomysł z warsztatami:) Obserwuję Cię już od jakiegoś czasu i na blogu i na facebooku i muszę przyznać,że jesteś mistrzem w tym co robisz:)
OdpowiedzUsuńWarsztaty rzeczywiście fajne, oby więcej takich :-) A z tym mistrzem to bym nie przesadzała, cały czas się uczę.
UsuńPodziwiam Cię Asiu za Twoją pasję! :) A spotkania z ludźmi z tą samą pasją to jest coś niesamowitego! Zarażasz nas swoimi pomysłami i za to dziękuję :)
OdpowiedzUsuńTeresa Kamińska-Król
Rzeczywiście fajnie spotykać się z ludźmi, którzy mają podobne pasje, bo okazuje się, że więcej nas łączy niż dzieli i nawet różnica wieku nie jest problemem :-)
UsuńCieszę się bardzo, że choć troszkę tego mojego zapału mogę przekazać i Wam.
Pozdrawiam ciepło.
Fajna sprawa takie warsztaty. Najbardziej to chyba zazdroszczę poznawania nowych ludzi. A od patrzenia na te pierogi to aż zrobiłam się głodna!
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, to w tym wszystkim jest bardzo przyjemne, a wielkopolscy blogerzy to fajna ekipa :-)
UsuńAle super. Też bym sobie tak pierogi wspólnie polepiła. Pod warunkiem, że ktoś by za mnie rozwałkował ciasto... ;) Ech, nie lubię za bardzo mięty, ale ciekawią mnie te ruskie z miętą. Może kiedyś zrobię 2,3 na próbę. Ale nie sądzę, żeby mi zbytnio zasmakowały. ;) Cieszę się, że ciekawie spędziłaś czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To ciasto wałkowało się bardzo lekko, ale dzielnie nam Piotr pomagał, więc wałkowanie miałam z głowy.
UsuńDla mnie ruskie bez mięty są jakieś takie niedorobione, choć oczywiście też je lubię, bo ruskie to moje ulubione. Tyle, że ja uwielbiam miętę. Mam na balkonie, ale jeszcze mała. Kupiłam dziś sobie na targu pęczek i już dwie herbatki wypiłam.
Ja też uwielbiam miętę. Od kiedy nauczyłam się sama robić pierogi to nie wyobrażam sobie ruskich bez mięty. Dzisiaj właśnie są i połowę farszu zjadłam za nim odpoczęło ciasto :)
UsuńU mnie też bez mięty ani rusz :-)
UsuńChyba trafiłaś do raju!!! Ale tam było pysznie. Zazdoszczę ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, było pysznie :-)
Usuń