Kaiserschmarrn to danie pochodzące z kuchni
austriackiej, ale obecne w wielu innych krajach, również u nas. I
jak wiele dań ma swoją legendę, a nawet dwie - na ile prawdziwe
trudno ocenić.
Pierwsza z nich mówi, że znana z dbałości o
figurę cesarzowa Sisi poprosiła kucharza o przygotowanie lekkiego
deseru. Ten do jajek dodał niewiele mąki, trochę mleka, cukru i
usmażył puszysty omlet, który jeszcze na patelni porwał na
kawałki. Deser podany z kompotem śliwkowym nie bardzo przypadł do
gustu cesarzowej, za to zachwycił Franciszka Józefa, który od tej
pory kazał przygotowywać sobie omlet regularnie.
Druga z nich głosi, że podobno pewnego wieczoru cesarz Franciszek Józef, nie mając ochoty na wspólną wieczerzę z cesarską rodziną, poprosił o placek naleśnikowy, który miał mu zostać podany do pokoju. Kucharz zajęty przygotowaniami kolacji przypiekł placek, a gdy szybko próbował go odwrócić, ten mu się połamał. Kucharz nie miał czasu na przygotowanie placka jeszcze raz, więc poszarpał go do końca, posypał cukrem pudrem, żeby ukryć przypalenia i podał cesarzowi oznajmiając, że wymyślił nowe danie. I tak oto niedopilnowany placek stał się ulubionym daniem cesarza. Stąd też nazwa Kaiserschmarrn – Kaiser znaczy cesarz, a schmarren – skrawki.
(Historia omletu pochodzi z książki pt. „Przysmaki światowej sławy”)
Druga z nich głosi, że podobno pewnego wieczoru cesarz Franciszek Józef, nie mając ochoty na wspólną wieczerzę z cesarską rodziną, poprosił o placek naleśnikowy, który miał mu zostać podany do pokoju. Kucharz zajęty przygotowaniami kolacji przypiekł placek, a gdy szybko próbował go odwrócić, ten mu się połamał. Kucharz nie miał czasu na przygotowanie placka jeszcze raz, więc poszarpał go do końca, posypał cukrem pudrem, żeby ukryć przypalenia i podał cesarzowi oznajmiając, że wymyślił nowe danie. I tak oto niedopilnowany placek stał się ulubionym daniem cesarza. Stąd też nazwa Kaiserschmarrn – Kaiser znaczy cesarz, a schmarren – skrawki.
(Historia omletu pochodzi z książki pt. „Przysmaki światowej sławy”)
Pierwszy raz z tym omletem spotkałam się na
blogu Hani-Kasi jakieś 4 lata temu. Wcześniej robiłam głównie na
wytrawnie. Ale odkąd Hania podzieliła się przepisem, to ten omlet
na dobre rozgościł się w moim menu. Nie robię go bardzo często,
ale raz na jakiś czas, w niedzielny poranek, gdy jest więcej luzu
sięgam po jajka, konfiturę i robię śniadanie na słodko.
Od czasu, gdy znalazłam ten przepis eksperymentowałam z proporcjami, te które podaję są dla mnie idealne – omlet wychodzi puszysty i lekki. Można dodać do niego rodzynki, żurawinę czy orzechy. Do samego omletu nie dodaję zbyt wiele cukru, bo podaję go ze słodkimi domowymi konfiturami truskawkowymi (mogą być każde inne) i mielonym cukrem waniliowym domowej roboty.
Od czasu, gdy znalazłam ten przepis eksperymentowałam z proporcjami, te które podaję są dla mnie idealne – omlet wychodzi puszysty i lekki. Można dodać do niego rodzynki, żurawinę czy orzechy. Do samego omletu nie dodaję zbyt wiele cukru, bo podaję go ze słodkimi domowymi konfiturami truskawkowymi (mogą być każde inne) i mielonym cukrem waniliowym domowej roboty.
Składniki na 2 porcje:
4 duże jajka
1 łyżka cukru waniliowego (u mnie domowy)
100 g mąki pszennej wrocławskiej typ 500 (można
zastąpić tortową typ 450)
100 ml mleka (u mnie 2 %)
1 łyżeczka masła klarowanego albo świeżego
(klarowane lepsze)
szczypta soli
opcjonalnie 2 łyżki rodzynków namoczonych np. w
rumie
Do podania: konfitury (u mnie domowe truskawkowe),
świeże owoce, śmietana, jogurt, płatki migdałowe, orzechy itp.
Białka oddzielić od żółtek. Żółtka utrzeć
z cukrem waniliowym na kogel mogel, dodać mąkę, mleko i
zmiksować (w tym momencie wrzucić rodzynki jeśli zdecydujemy się
je dodać). Białka ubić na sztywno ze szczyptą soli, dodać do
utartej masy żółtkowej i delikatnie wymieszać, aby nie zniszczyć
puszystej struktury białek.
Na patelni roztopić masło, przełożyć masę (trudno mówić o przelaniu, bo masa jest gęsta) i smażyć na wolnym ogniu do ładnego zrumienienia od spodu i lekkiego ścięcia na górze. Przełożyć na drugą stronę - ja sobie pomagam płaskim talerzem – zsuwam omlet na talerz, podkładam patelnię i szybko obracam. Po około 30 sekundach od odwrócenia podzielić omlet na kawałki za pomocą drewnianej albo silikonowej łopatki i dosmażyć na złoto.
Przełożyć na talerze i podawać z dowolnymi dodatkami.
Na patelni roztopić masło, przełożyć masę (trudno mówić o przelaniu, bo masa jest gęsta) i smażyć na wolnym ogniu do ładnego zrumienienia od spodu i lekkiego ścięcia na górze. Przełożyć na drugą stronę - ja sobie pomagam płaskim talerzem – zsuwam omlet na talerz, podkładam patelnię i szybko obracam. Po około 30 sekundach od odwrócenia podzielić omlet na kawałki za pomocą drewnianej albo silikonowej łopatki i dosmażyć na złoto.
Przełożyć na talerze i podawać z dowolnymi dodatkami.
Można usmażyć dwa omlety na małych patelniach (około 20 cm) albo jeden duży na patelni o średnicy 28 – 30 cm. Ważne, aby ciasto nie było rozprowadzone ani zbyt cienko, ani zbyt grubo, bo w pierwszym wypadku będzie podeszwa, a w drugim może być surowy w środku. Ja wolę opcję z dwoma małymi patelniami.
mi coś swita, że taki prawdziwy omlet z pochodzenia chyba francuski to powinien być lekko plywajacy, no i 100 lat temu sprobowalam, nie zasmakowalo, widzę, że ten austriacki to zupełnie inna bajka i chyba się skusze chociaż brak mi domowej konfitury ;-), ale może bede musiała wskoczyć do piły w te wakacje to się wymienimy! :-)
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy nie spotkałam się jeszcze z pływającym omletem, sama zawsze wysmażam. A ten jest naprawdę niezły, bardzo puszysty, delikatny i rozpływa się w ustach. Dodatki zawsze możesz zmienić :-)
UsuńPS. Nie ma problemu, słoiczek mogę dać... ale tylko jeden ;-)
mniam, pysznie wygląda :) u mnie też w ramach rozpusty niedzielnej będzie na śniadanie :) a ta puszystość + cudny żółciutki kolor, mniam :) rzadko który przepis na słodko tak mnie zachwycił :D
OdpowiedzUsuńI pysznie smakuje :-) U nas też w ramach niedzielnej rozpusty... w tygodniu nie ma czasu. A piękny kolor zawdzięcza wiejskim jajkom od kur grzebiących :-)
UsuńMoja córcia Hania uwielbia omlety. Kiedyś właśnie podczas przekładania omletu na drugą stronę rozpadł mi się, więc rozdzieliłam na jeszcze kilka i podałam jej mówiąc:"Oto omlet cesarski Franciszka Józefa" - pewnie te słowo "cesarski" spowodowało, że zjadła - w przeciwnym wypadku sama musiałabym go zjeść :))
OdpowiedzUsuńTen przepis przypomniał mi właśnie tę historyjkę, potrawa ta lub cały omlet często gości na naszym stole, jedynie dodatki owoców zmieniają się w zależności jakimi konfiturami dysponuję.
Ostatnio dostałam od bratowej słoik konfitury z płatków dzikiej róży - omlet z nią smakował przepysznie!
Serdecznie pozdrawiam:))
No proszę, to u Ciebie nawet omlet z historią w tle :-) Ale fajnie, że dała się córka przekonać do szarpańca.
UsuńMyślę, że każdy dodatek będzie fajny. A konfitura z płatków dzikiej róży jest obłędna. Ja w tym roku niestety nie nazbierałam i nie utarłam galaretki.
Przyszłam podziękować.Bo gdyby nie Ty i Twój blog,to nigdy bym się nie odważyła zrobić takiego omletu.A to było po prostu niebo w gębie.Takie proste,a takie dobre.Na stałe wchodzi do nazszego jadłospisu,bo mąż,dzieci i ja jesteśmy nim zachwyceni.
OdpowiedzUsuńSuper patent z talerzem do odwracania.
Bardzo się ciesze, że znalazł uznanie u całej rodzinki. Czasem warto zaryzykować i spróbować, bo przecież nic do stracenia, a do zyskania nowe kulinarne doznania :-)
UsuńPozdrawiam.
ja takie śniadanko mam co niedzielę, ale w postaci małych omlecików (łatwiejsze do pieczenia - takie jak racuszki) i zawsze z własna konfiturą albo dżemem, za to w sobotę - tościki francuskie - też na słodko.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie lubię go w takiej postaci. Choć małe omlety też czasem robię. O tosty francuskie - nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam.
Usuń