Strony

niedziela, 28 lutego 2016

Tarta migdałowa z jabłkami i marcepanem

Zielonooki lubi wszelkie szarlotki, więc co jakiś czas piekę ciasto z jabłkami. W szafce zalegały mi mielone migdały i masa marcepanowa, natomiast masło, smalec i jajka mam w domu zawsze, a to zupełnie niezły początek do czegoś smacznego. I tak stała się tarta – delikatne, kruche ciasto, wypełnione sporą ilością jabłek, obłożone marcepanem i posypane kruszoną. Czego chcieć więcej? No może gałki waniliowych lodów, których niestety w domu nie miałam, a do sklepu żadnemu z nas się iść nie chciało.
Przepis własny,  wymyślony na poczekaniu  z tego, co było pod ręką. 


Składniki na blaszkę o średnicy 25 cm:

Ciasto:
100 g mielonych migdałów
100 g mąki pszennej tortowej typ 405 albo typ 450
80 g zimnego masła
20 g smalcu
20 g cukru pudru
szczypta soli
2 żółtka z dużych jajek
30 ml (2 łyżki) amaretto (można zastąpić zimną wodą z kilkoma kroplami olejku migdałowego)

Nadzienie:
1 kg kwaskowych jabłek (najlepsza szara reneta albo antonówka)
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżka cukru (można dać więcej jeśli jabłka są bardzo kwaśne)

Kruszonka:
75 g mąki pszennej tortowej typ 450
50 drobnego cukru do wypieków
40 g zimnego masła
15 ml (1 łyżka) amaretto

Dodatkowo:
100 g masy marcepanowej
1 łyżka kaszy manny (można zastąpić drobną bułką tartą)


Przygotować ciasto: mąkę przesiać, wymieszać z migdałami, cukrem pudrem i solą, dodać masło i smalec, posiekać nożem, dodać żółtka i amaretto. Zagnieść szybko gładkie ciasto (ja to robię w robocie, aby niepotrzebnie nie ogrzewać ciasta). Gotowe ciasto uformować w kulę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na około 45 minut.
W tym czasie wszystkie składniki kruszonki zagnieść do konsystencji grubego mokrego piasku (można pozgniatać w dłoniach i uformować grudki) i również wstawić do lodówki.
Jabłka obrać, pokroić w dosyć cienkie plasterki, posypać cukrem i cynamonem i delikatnie wymieszać, tak aby nie połamać plasterków.
Ciasto wyciągnąć z lodówki, rozwałkować na okrąg nieco większy od formy, przełożyć do formy i dokładnie ją wylepić dociskając do brzegów– ewentualny nadmiar ciasta z góry usunąć. Ciasto nakłuć widelcem, posypać kaszą manną (można podpiec je przez 10 minut w 200 stopniach i ostudzić, ale w przypadku tej tarty nie ma takiej potrzeby). Jabłka ułożyć gęsto na cieście, obłożyć cienko pokrojonymi plastrami masy marcepanowej i posypać kruszonką.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni (góra – dół). Tartę wstawić do gorącego piekarnika i piec 45 minut (jeśli góra zbyt mocno się rumieni można przykryć folią aluminiową).
Wyciągnąć i zostawić do przestygnięcia... choć moim zdaniem najsmaczniejsza jest na ciepło. 



środa, 17 lutego 2016

Pulled pork czyli wyczesana wieprzowina

Mięso długo pieczone w niskiej temperaturze ma wiele zalet. Jedną z nich jest to, że w niższej temperaturze mięso zachowuje więcej składników odżywczych. Nie od dziś znane są metody długiego pieczenia czy gotowania mięs. Np. w wolnowarze temperatura nie przekracza 80 stopni. Nie trzeba mieszać, dolewać płynów, pilnować - to pierwsza zaleta. Podobnie jest w piekarniku, w niskiej temperaturze. Poza tym - w niskiej temperaturze zawarty w mięsie kolagen robi się galaretowaty i podczas gotowania czy pieczenia przez kilka godzin, nie tylko zmiękcza mięso i zachowuje jego soczystość, ale również dzięki swojej konsystencji pozwala na zachowanie większej ilości składników odżywczych. No i w przypadku pulled pork chodzi o to, aby mięso było bardzo miękkie i dawało się ładnie rozdzielać widelcem (wyczesać).
To danie jest bardzo proste do przygotowania, wymaga jedynie trochę cierpliwości, bowiem mięso potrzebuje sporo czasu na marynowanie i pieczenie. Teoretycznie można ten czas skrócić, ale nie warto.
Dobór przypraw jest nieograniczony, ostateczny smak zależy od naszych upodobań kulinarnych. Warto próbować, kombinować i eksperymentować po to, aby za każdym razem otrzymać nieco inny smak dania. Ja tym razem postawiłam na rozmarynową nutę i wyszło naprawdę pysznie.
Mięso podałam z domową pitą i koperkową surówką z kapusty pekińskiej oraz sosem jogurtowym. Równie dobrze będzie smakowało z ziemniakami, ryżem czy kaszą i warzywnymi dodatkami.
W trakcie pieczenia powstaje sporo płynu, więc jeśli ktoś lubi i ma ochotę, to może na tej bazie przygotować sos.
Taką porcję mięsa oczywiście ciężko zjeść na jeden raz, ale spokojnie można je odgrzewać albo wykorzystać na zimno do przygotowania kanapek czy jako dodatek do sałatek.  Świetnie sprawdzi się na niezobowiązującej imprezie czy spotkaniu z przyjaciółmi, gdzie każdy będzie mógł sobie skomponować własną wersję pity czy tortilli, bowiem wystarczy porcja mięsa, trochę różnych dodatków warzywnych, dwa, trzy sosy i goście najedzeni.


 
Składniki na 2 kg mięsa:

2 kg mięsa wieprzowego w jednym kawałku (łopatka albo karkówka)
2 łyżeczki soli (można dać łyżeczkę więcej)
2 łyżeczki cukru trzcinowego
2 łyżeczki czarnego pieprzu
½ łyżeczki mielonego chili
2 łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżeczki suszonego rozmarynu
3 łyżeczki czerwonej słodkiej papryki
2 łyżki oleju rzepakowego
2 łyżki sosu Worcestershire (Worcester)
1 – 2 łyżki wody
2 ząbki czosnku bez łupinek

Dodatkowo do pieczenia:
2 gałązki świeżego rozmarynu
2 liście laurowe


Mięso umyć i osuszyć. Czosnek, olej, sos Worcestershire, 1 łyżkę wody i przyprawy zmiksować na gładką pastę (jeśli jest zbyt gęsta można dodać jeszcze łyżkę wody) albo utrzeć w moździerzu. Przygotowaną pastą natrzeć mięso z obu stron, obłożyć je gałązkami świeżego rozmarynu, liśćmi laurowymi i wstawić do lodówki na co najmniej 24 godziny (u mnie stało około 30 godzin).
Mięso razem z gałązkami rozmarynu i listkami laurowymi przełożyć do garnka z pokrywką, naczynia żaroodpornego albo wolnowaru (ja użyłam garnka rzymskiego, który moczyłam godzinę w zimnej wodzie). Nie trzeba wlewać żadnych płynów, bo mięso puści soki, ale można posmarować naczynie tłuszczem. Wstawić do zimnego piekarnika, temperaturę ustawić na 100 stopni (góra - dół) i piec 10 - 12 godzin bez otwierania piekarnika. W wolnowarze temperatura jest nieco niższa, ale czas przygotowania jest ten sam.
Po upieczeniu mięso wyciągnąć z piekarnika (płyn można zlać i na jego bazie przygotować sos albo wykorzystać później do odgrzewania mięsa), zostawić na około 30 minut, aby odpoczęło, a następnie przy pomocy dwóch widelców wyczesać kawałki mięsa.
Nie trzeba się obawiać, że mięso się spali, po 12 godzinach pieczenia w niskiej temperaturze będzie idealnie kruche, soczyste i delikatne.

Ps. O garnku rzymskim więcej pisałam przy przepisie na kaczkę faszerowaną - jeśli ktoś jest zainteresowany, to odsyłam to TEGO wpisu.




wtorek, 16 lutego 2016

Domowa pita

Wiem, wiem... można iść do sklepu i kupić gotowe paczkowane chlebki pita. Ja jednak uważam, że podobnie jak tortillę czy chlebek naan, tak i pitę warto zrobić w domu. Po pierwsze taniej, po drugie zdrowiej, bo bez tych wszystkich konserwantów, które sprawiają, że sklepowe pity mają długi termin przydatności. A to nic trudnego. Może potrzeba nieco więcej czasu niż na tortillę, ale ciasto drożdżowe rządzi się swoimi prawami i trzeba mu trochę uwagi poświęcić. Jednak dobrze wyrobione i wyrośnięte odwdzięczy się wspaniałym smakiem.
Przepis na te pity zaczerpnęłam z książki Piotra Kucharskiego pt. „Chleb. Domowa piekarnia”, którą ostatnio wyjątkowo polubiłam i wszystko, co z niej robię wychodzi idealnie. Zmieniłam jedynie mąkę z chlebowej na luksusową, bo chlebowa mi wyszła, a nie chciało mi się przy niedzieli iść do sklepu. Wcześniej robiłam z innego przepisu, ale z tego wychodzą lepsze, bardziej puszyste.
Taką pitę można pysznie nadziać mięsem i warzywami, zjeść na obiad albo zabrać ze sobą do pracy czy na wycieczkę – zawsze to miła odmiana od zwykłej kanapki. 


Składniki na 8 sztuk:

Zaczyn:
10 g drożdży
100 ml ciepłej wody
100 g przesianej mąki pszennej luksusowej typ 550 (w oryginale chlebowa typ 750)

Ciasto właściwe:
cały zaczyn
350 g przesianej mąki pszennej luksusowej typ 550 (w oryginale chlebowa typ 750)
170 ml letniej wody
30 ml (2 łyżki) oliwy albo oleju (dałam z pestek winogron)
10 g (1 łyżeczka) soli


Do miski przesiać mąkę, drożdże rozpuścić w wodzie, wlać do mąki i wymieszać do połączenia składników (ja od razu zrobiłam to w misie robota). Zostawić w temperaturze pokojowej na około 45 minut (latem, przy wysokiej temperaturze można ten czas skrócić do 30 minut). Następnie do zaczynu dodać przesianą mąkę, wodę, sól i olej. Wyrobić gładkie, elastyczne ciasto (ja wyrabiałam 7 minut w robocie) – jeśli się klei można podsypać delikatnie mąką, ale nie za dużo, bo będzie twarde.
Wyrobione ciasto przełożyć do misy (u mnie zostało w misie robota), przykryć folią spożywczą albo ściereczką. Zostawić na 2 godziny w temperaturze pokojowej do wyrośnięcia (latem można skrócić ten czas). Gdy ciasto podwoi (a nawet potroi) swoją objętość przełożyć je na blat oprószony mąką, zagnieść krótko i podzielić na 8 równych części (u mnie każda po około 90 g). Z każdej części uformować okrągłą bułeczkę, ułożyć na blacie, przykryć ściereczką i zostawić na 20 -30 minut do drugiego wyrośnięcia. Każdą bułeczkę rozpłaszczyć w dłoniach i rozwałkować na płaski placek o średnicy około 12 cm. Przygotowane pity ułożyć na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia (po 4 sztuki na jednej blaszce) i zostawić na 15 minut. W tym czasie rozgrzać piekarnik do 230 – 240 stopni. Gdy piekarnik jest gorący wstawiać blachy pojedynczo i piec około 7 – 8 minut do lekkiego zrumienienia.
Wyciągnąć z piekarnika, przełożyć na kratkę i zostawić do odparowania. 



niedziela, 14 lutego 2016

Surówka koperkowa z kapusty pekińskiej

Zimą często sięgam po kapustę pekińską, bo jest znacznie smaczniejsza niż twarde główki zwykłej białej kapusty. Robię z niej różne surówki, zmieniam dodatki i zawsze wychodzi pysznie.
Tym razem bardzo prosta surówka - kapusta, koperek, cebula i przyprawy.  I choć moją ulubioną surówką z pekinki jest ta z kukurydzą, to tej niczego nie brakuje.
Tak przygotowana idealnie się skomponowała z domową pitą i pulled pork czyli wyczesaną wieprzowiną.


Składniki na 4 porcje:

½ dużej albo 1 mała główka kapusty pekińskiej
2 – 3 łyżki posiekanego koperku
1 mała cebula
¼ płaskiej łyżeczki soli (można dać więcej, ja solę mało)
¼ łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
1 płaska łyżeczka cukru
1 łyżeczka soku z cytryny
½ łyżki gęstego majonezu
1 łyżka gęstego jogurtu naturalnego (dałam grecki)

Kapustę poszatkować, dodać pokrojoną w drobną kostkę cebulę i posiekany koperek, wsypać sól i dokładnie wymieszać. Jogurt połączyć z majonezem, wlać sok z cytryny, dodać cukier i wymieszać. Do kapusty wsypać pieprz, dodać sos jogurtowo – majonezowy i całość wymieszać do połączenia składników (ja mieszam ręką, tak najwygodniej).



sobota, 13 lutego 2016

Pieczone ziemniaki z ziołami

Pieczone ziemniaki to bardzo smaczny dodatek do obiadu. Od czasu do czasu pojawia się również na naszym stole, bo nie ukrywam, że bardzo lubimy ziemniaki pod taką postacią. I ja w sumie mogłabym się zadowolić samymi ziemniakami z odrobiną sosu jogurtowego i porcją zieleniny.
Przygotowanie jest banalnie proste, można użyć dowolnych przypraw. Ważne tylko, aby wybrać właściwą odmianę ziemniaków – najlepiej, aby były to pyry twarde, z małą zawartością skrobi, tak zwane frytkowo – sałatkowe, czyli typ A, no ewentualnie AB. Ja przeważnie do pieczenia używam Vinety, Ditty albo Denara. Pan, od którego kupuję ziemniaki ma ich chyba 10 odmian i doskonale wie, które do czego będą najlepsze – taki sprzedawca to skarb.
Jeśli chodzi o przyprawy, to tu pełna dowolność. Ja bardzo lubię ziemniaki z odrobiną soli i rozmarynu, ale też bardzo chętnie sięgam po mieszankę przypraw do ziemniaków z serii „Smakowe inspiracje”, którą jakiś czas temu wypuściła na rynek firma Kotanyi – z płatkami kwiatów, rozmarynem i pieprzem. Tak jak za gotowymi mieszankami przypraw nie przepadam, bo są dla mnie za słone, tak tę uwielbiam (nie ma w niej żadnej chemii, same przyprawy i zioła). 



Składniki:

ziemniaki typ A albo AB – ilość wg uznania, w zależności od tego ile kto zje
1 – 2 łyżki oleju rzepakowego (ja na trzy porcje ziemniaków daję 1 łyżkę)
sól, pieprz, chili - wg uznania
dowolne zioła: rozmaryn, bazylia, tymianek, oregano, estragon, kminek, kardamon, gałka muszkatołowa, – wg uznania (u mnie przyprawa do ziemniaków Kotanyi, trochę chili, dodatkowo odrobina rozmarynu i utartej gałki muszkatołowej)


Ziemniaki obrać, umyć i osuszyć (papierowym ręcznikiem albo bawełnianą czystą ściereczką), pokroić na ćwiartki albo połówki (jeśli są małe). Wlać olej, wsypać przyprawy i dokładnie wymieszać, aby wszystkie kawałki były oblepione przyprawami.
Włożyć na blachę, wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 stopni – góra/dół (jeśli piekę razem z kurczakiem, to wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i od razu zmniejszam temperaturę do 175 stopni). Piec około 45-60 minut (w zależności od gatunku ziemniaków - po 45 minutach sprawdzić, czy są upieczone). Pod koniec pieczenia podwyższyć temperaturę do 200 stopni, włączyć termoobieg z grillem (opiekaczem) i piec jeszcze 10 minut, aż się przypieką.
Podawać z mięsem, warzywami albo z dipem czosnkowym czy jogurtowym.




środa, 10 lutego 2016

Bułki poznańskie z przedziałkiem na podmłodzie

Kolejny przepis Piotra Kucharskiego z książki pt. „Chleb. Domowa piekarnia”. Te bułki mnie zachwyciły i wreszcie wiem czego brakowało moim bułkom wrocławskim. Bo bułki nazwane przez Piotra „poznańskie”, u nas od zawsze występowały pod nazwą „bułki wrocławskie” i miały zwarty miąższ.
Przy bułkach wrocławskich pisałam, że to jeszcze nie do końca to, o co mi chodzi, że moje kombinacje nie przyniosły jeszcze tego wytęsknionego efektu. I pewnie długo jeszcze bym nie wiedziała dlaczego mi to nie wychodzi, gdyby nie podmłoda. Wreszcie mam to, czego szukałam.
Bułki na podmłodzie, to bułki mojego dzieciństwa. Są pyszne, mają spójny, zwarty miąższ, są dosyć ciężkie i sycące.
A co to jest ta podmłoda? W internecie jest sporo różnych informacji na ten temat, ale nie ma to jak zaciągnąć języka u zaprzyjaźnionego piekarza. Jeden telefon i od razu w głowie jaśniej. Podmłoda to nic innego jak zaczyn pszenny, który powstaje z mieszanki wody, mąki (w równych proporcjach) i niewielkiej ilości drożdży. Podmłoda przechodzi proces fermentacji, w którym następuje rozwój mikroflory i namnożenie drożdży, które rozwijają się przez pączkowanie. Podmłoda jest wykorzystywana przy produkcji ciast i pieczywa przygotowanego metodą dwufazową – najpierw powstaje półprodukt (zaczyn), a dopiero potem ciasto właściwe. W niektórych przypadkach można stosować metodę trójfazową wykorzystując podwójną podmłodę.
Podmłodę najczęściej wykorzystuje się w okresie letnim, wtedy można dodać znacznie mniej drożdży, aby uzyskać wyśmienite porowate ciasto. Ale zimą też nie jest to zakazane, po prostu czas wyrastania jest nieco dłuższy. Można przygotować podmłody o różnej gęstości i z wykorzystaniem różnych rodzajów mąk pszennych. Lekkie, luźne podmłody (nazywane czasem zaczynem poolish) wykorzystuje się do małych bochenków, bagietek i bułek, a gęste z mąki o dużej zawartości glutenu przygotowuje się do wypieku dużych bochenków. To chyba tyle o podmłodzie.
A teraz czas na przepis na pyszne bułki. Trzeba trochę na nie poczekać, ale gwarantuję, że warto. 


Składniki na 9 bułek:

Podmłoda:
2 g świeżych drożdży
200 g mąki pszennej chlebowej typ 750
200 g letniej wody

Ciasto właściwe:
cała podmłoda
10 g drożdży
400 g mąki pszennej chlebowej typ 750
200 ml letniej wody
10 g (1 łyżeczka) soli

Dodatkowo:
1 małe jajko
czarny i jasny sezam


Dzień przed pieczeniem (późnym wieczorem) przygotować podmłodę: drożdże rozpuścić w letniej wodzie, dodać mąkę i wymieszać. Miskę przykryć ściereczką albo folią spożywczą i odstawić w temperaturze pokojowej na 12 -16 godzin do fermentacji.
Następnego dnia rano przygotować ciasto właściwe: drożdże rozpuścić w wodzie, wlać do podmłody, wsypać mąkę i sól. Wymieszać i zagnieść gładkie, elastyczne ciasto (czas zagniatania to około 5 -7 minut – ciasto nie powinno się kleić) – można to zrobić ręcznie albo z pomocą robota. W razie potrzeby podsypać niewielką ilością mąki. Gotowe ciasto umieścić w misce, przykryć folią spożywczą albo ściereczką i zostawić do wyrośnięcia w temperaturze pokojowej na 2 -3 godziny. Można ten czas skrócić umieszczając ciasto w ciepłym miejscu (np. w lekko nagrzanym piekarniku – do temperatury 30 stopni), a i latem, gdy na dworze gorąco czas będzie krótszy. Ciasto powinno co najmniej podwoić swoją objętość. Wyrośnięte ciasto przełożyć na blat albo stolnicę posypaną mąką, lekko je zagnieść, a następnie podzielić na 9 równych części (mniej więcej po 110 g). Z każdego kawałka ciasta uformować bułeczkę, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i odstawić jeszcze na 30 – 40 minut do ponownego wyrośnięcia. Na środku bułek zrobić nacięcie tępą stroną noża (prawie do samego końca). Posmarować je roztrzepanym jajkiem i posypać sezamem.
Piekarnik nagrzać do 200 -220 stopni (u mnie 200 stopni góra – dół). Tuż przed wstawieniem blaszki na spód piekarnika wrzucić kilka kostek lodu albo spryskać ścianki obficie wodą, aby zaparować wnętrze piekarnika. Blaszkę z bułkami wstawić do gorącego piekarnika i piec około 12 – 17 minut do ładnego zrumienienia. Wyciągnąć z piekarnika, przełożyć na kratkę do odparowania i wystudzenia.








poniedziałek, 8 lutego 2016

Rurki z kremem patissiere i z bitą śmietaną

Rurki z kremem to prosty i smaczny deser. Nic skomplikowanego, nic trudnego pod warunkiem, że ma się odpowiednie foremki. Gdy zdecydowałam, że zrobię na weekend rurki zaczęłam poszukiwania foremek, bo zupełnie nie pamiętałam, gdzie po ostatnim pieczeniu je wcisnęłam. Gdy już przekopałam cała szafę, wszystkie kuchenne szuflady to Zielonooki zaczął się ze mnie śmiać, że pewnie znowu komuś pożyczyłam i nie pamiętam. Ale nie dawało mi spokoju, bo przecież się nie zdematerializowały. No i w końcu znalazłam... w kartonie z foremkami do wykrawania ciastek. No bo w sumie dlaczego miałyby być gdzie indziej.
Rurki zrobiłam z połowy porcji i przygotowałam do nich dwa kremy – połowę rurek nadziałam bitą śmietaną, a połowę kremem patissiere z przepisu Julii Child. Wcześniej już robiłam kilka podejść do tego kremu, ale wszystkie przepisy, których próbowałam zawierały mąkę ziemniaczaną i wychodził po prostu budyń, a nie o to mi chodziło. Dopiero z pomocą przyszła mi Julia Child i jej książka „Francuski Szef kuchni”. Krem w wersji podstawowej jest waniliowy, to klasyczny krem cukierniczy, który można wykorzystać na wiele sposobów, ale ja miałam ochotę na coś cytrynowego i tak też zrobiłam – krem patissiere w wersji cytrynowej.
Przepis podaję na całą porcję. Przepis pochodzi z opakowania foremek. A, i dobrze zaopatrzyć się w dwa zestawy foremek - czyli 20 sztuk, bo 10 to trochę mało i wtedy pieczenie się wydłuża.


Składniki na 50 rurek o długości 9 cm (25 z bitą śmietaną, 25 z kremem patissiere)

Ciasto:
500 g mąki (u mnie 250 g tortowej typ 450 i 250 krupczatki typ 500)
250 g masła 82 %
250 g gęstej śmietany – u mnie 12 % śmietana szczecinecka
1 łyżka cukru waniliowego (u mnie domowy)
szczypta soli
cukier kryształ do obtoczenia rurek (u mnie drobny, ale może być dowolny)

Bita śmietana (do nadziania 25 rurek):
500 ml (2 szklanki*) mocno schłodzonej śmietanki kremówki 30 – 36 %
2 – 3 łyżki cukru pudru (do smaku wg własnego uznania)

Krem patissiere (do nadziania 25 rurek):
500 ml gorącego mleka (u mnie 3,2 %)
6 żółtek z dużych jajek
90 g (ok ½ szklanki) mąki pszennej (najlepiej wrocławskiej typ 500)
110 g (½ szklanki) drobnego cukru do wypieków
40 g (2 łyżki) masła
15 ml (1 łyżka) soku z cytryny (w oryginale 1 łyżka esencji waniliowej albo ½ laski wanilii)
skórka drobno otarta z jednej cytryny (cytrynę wyszorować i sparzyć wrzącą wodą)

*używam szklanki o pojemności 250 ml 



Rurki: Wszystkie składniki ciasta posiekać nożem i zagnieść szybko gładkie ciasto (ja wszystko zrobiłam w robocie). Uformować kulę, zawinąć w folię i włożyć do lodówki na godzinę. Schłodzone ciasto podzielić na 4 części, każdą z nich rozwałkować na prostokąt o długości około 35 cm. Pokroić na paski o szerokości 1,5 – 2 cm. Foremki do rurek posmarować masłem i nawinąć paski ciasta zaczynając od węższej części – ciasto podczas zawijania powinno delikatnie na siebie zachodzić, aby w rurkach nie powstały prześwity. Każdą rurkę obtoczyć w cukrze, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (góra - dół) i piec około 15 -18 minut do ładnego zrumienienia. Gotowe ściągnąć z foremek i ostudzić. Nadziać (z pomocą szprycy albo rękawa cukierniczego z ozdobną końcówką) dowolnym kremem – może to być bita śmietana, krem patissiere, krem karpatkowy, czekoladowy maślany czy jaki tylko chcecie – pełna dowolność. U mnie połowa z bitą śmietaną, połowa z cytrynowym kremem patissiere. 

Bita śmietana: Śmietankę wlać do misy, ubić na puszysty krem, pod koniec ubijania dodać cukier puder – ilość do smaku wg własnego uznania. Uważać, żeby nie przebić śmietanki, bo powstanie słodkie masło. 

Krem patissiere: Mleko zagotować z otartą skórką cytryny. Żółtka wrzucić do rondla, wsypać cukier i ubić mikserem albo trzepaczką na puszysty i jasny kogel mogel. Dodać mąkę, sok z cytryny i wymieszać, a następnie ciągle mieszając powoli wlać gorące mleko i dokładnie wymieszać. Rondel postawić na palniku i podgrzewać na małym gazie cały czas mieszając (najlepiej trzepaczką rózgą), docierając do całej powierzchni dna i ścianek rondla. Masa powinna dosyć mocno zgęstnieć, jeśli pojawią się grudki należy je energicznie rozetrzeć i dalej podgrzewać, aby mąka się zagotowała i krem zgęstniał. Gdy masa jest wystarczająco gęsta zdjąć rondel z ognia, dodać masło i energicznie wymieszać. Wierzch kremu można zalać ½ łyżki mleka albo rumu, aby zapobieć powstawaniu kożucha i zostawić do wystygnięcia. Można też zrobić tak jak ja – rondel wstawić do miski / zlewu wypełnionego zimną wodą (mniej więcej do połowy wysokości rondla) i mieszając wystudzić krem – trwa to kilka minut, ale mamy pewność, że krem będzie miał jednolitą konsystencję. Tak przygotowany krem można przechowywać w lodówce 3 – 4 dni. 


Rurki najlepsze są nadziane tuż przed jedzeniem. Oczywiście można je przygotowywać wcześniej i przechowywać w plastikowym pojemniku, a nadziać gdy będzie taka potrzeba. Same rurki można przechowywać do tygodnia. Nadziane kremem najlepiej zjeść tego samego dnia, choć ja celowo przechowałam je w lodówce do dnia następnego i dalej były dobre, choć już nie tak kruche.


sobota, 6 lutego 2016

Domowa tortilla (pszenna wersja podstawowa)

Zrobienie placków tortilli jest bardzo proste. Ciasto niemalże identyczne jak na pierogi, tanie i bardzo łatwe do przygotowania.
Gdy przeczyta się skład gotowych placków do tortilli to w zasadzie odechciewa się jeść. Ja postanowiłam, że nigdy więcej takich gotowców. Wolę poświęcić chwilę czasu i zrobić domowe, o niebo smaczniejsze, dużo tańsze i przede wszystkim znacznie zdrowsze. No i nie są kwaśne jak te sklepowe.
Z placków tortilli korzystam dosyć często, bo przygotowuję je zamiast kanapek na wyjazdy. Zielonooki nie lubi składanych kanapek, a tortillę z warzywami i mięsem zawsze chętnie zjada. Do takiej tortilli można zapakować prawie wszystko i niewielkim kosztem mieć smaczny obiad albo drugie śniadanie do pracy czy np. na wyjście w góry.
Domowe tortille nie muszą być idealnie okrągłe, nawet powiedziałabym, że w tej nieregularności jest urok, a i takie bardziej kwadratowe znacznie lepiej się składa.
Przepis krąży od dawna w internecie, można go znaleźć na wielu stronach i ciężko przypisać komuś autorstwo.  Tak czy inaczej warty wypróbowania. Starałam się opisać wszystko tak dokładnie jak się dało.




Składniki na 6 większych albo 8 mniejszych placków tortilli:

340 g (2 szklanki*) mąki pszennej – ja używam poznańskiej typ 500
½ małej płaskiej łyżeczki soli
160 ml gorącej wody
30 ml (2 łyżki stołowe) oleju (u mnie z pestek winogron, ale może być rzepakowy czy słonecznikowy)

*używam szklanki o pojemności 250 ml


Mąkę przesiać do miski, sól rozpuścić w wodzie. Do mąki wlać olej, gorącą wodę i wyrobić gładkie ciasto (jeśli woda jest zbyt gorąca to najpierw wymieszać łyżką – ja używam robota, więc nie mam tego problemu). Proces wyrabiania powinien trwać około 10 minut, aby uwolnić jak największą ilość glutenu, wtedy tortille będą elastyczne. Ciasto włożyć do woreczka foliowego i zostawić na 30 minut, aby odpoczęło, a następnie podzielić na 6 albo 8 równych części (u mnie 8x65 g). Z każdej części uformować kulę, rozpłaszczyć i na posypanej mąką stolnicy (albo blacie) rozwałkować na cienkie (około 1 – 2 mm) placki trochę większe niż powierzchnia patelni (placki podczas smażenia się kurczą mniej więcej o 1 cm) – przy wałkowaniu trzeba uważać, bo placki lubią „wracać” - dodatek oleju sprawia, że trzeba je mocno rozwałkować. 
Patelnię z nieprzywierającą powłoką (u mnie 26 cm), którą można rozgrzać na sucho (nie nadają się do tego patelnie ceramiczne, bo je trzeba przesmarować odrobiną tłuszczu, aby nie uszkodzić powłoki) postawić na palniku i mocno nagrzać. Wkładać placki i smażyć dosłownie po kilkadziesiąt sekund z każdej strony (mniej więcej 45 – 50 sekund z pierwszej strony i 20- 30 sekund z drugiej strony). Na placku powinny się pojawić jasnobrązowe plamki, to znak, że czas zdjąć z patelni. Dłużej smażone staną się chrupiące, łamliwe i ciężko je będzie potem zwinąć. Po usmażeniu placki przełożyć na ogrzany talerz - układać jeden na drugim i przykryć ściereczką (przykryć po każdym placku, aby nie wysychały i nie twardniały).
Tortille można wykorzystać do przygotowania wielu dań kuchni meksykańskiej i hiszpańskiej. Można je przechowywać w lodówce przez 2 – 3 dni przykryte ściereczką albo zamrozić (rozmrażać naturalnie, bez podgrzewania), choć przy tak niewielkiej ilości przeważnie nie zostają. 


Tortilla świetnie nadaje się do grillowania - na zdjęciu burrito z wołowiną, czerwoną fasolą, kukurydzą i pomidorami.