O tym, że warzywa są w naszym domu lubiane pisałam
wielokrotnie. Jemy ich sporo i pod różną postacią. Dziś chcę
Wam zaproponować fajną pastę z bobu, którego ciągle na
straganach pod dostatkiem. A warto go jeść, bo jest bogaty w dobre
składniki (więcej o bobie pisałam TUTAJ). Przeważnie robię tę pastę z dodatkiem ziaren słonecznika, ale zalegały mi w szafce orzeszki
piniowe i chciałam je wykorzystać. W połączeniu z doskonałym
olejem słonecznikowym tłoczonym na zimno wyszła fantastycznie.
Zawsze dodawałam zwykły olej słonecznikowy, ale jednak jakość
oleju potrafi wiele zmienić. Nie da się ukryć, że dobry produkt
może naprawdę wiele.
Olej trafił w moje ręce trochę przez przypadek. Podczas
wiosennego pobytu w Bieszczadach kilka razy odwiedziliśmy „Chatę
Wędrowca”, w której jako starter przed posiłkiem podawali świeże pieczywo,
warzywa i mały spodek z olejem. Wszyscy się nim zachwycali, bo smak
naprawdę był niezwykły. Zachwyciłam się i ja. Zapytałam co to za oliwa czy olej i gdy mi kelnerka powiedziała, że
rzepakowy, to zwyczajnie nie chciało mi się wierzyć. Poprosiłam o
pokazanie butelki i zrobiłam sobie zdjęcie, żeby poszukać go w
sklepie, bo dawno żaden produkt mnie tak nie zachwycił.
Przy „Chacie Wędrowca” jest sklepik z różnymi produktami, ale niestety oleju nie było, więc zaczęłam szperać w Internecie i znalazłam producenta na Facebooku, zapytałam gdzie mogę kupić olej i dostałam odpowiedz... Niestety na północy Polski nie ma go w sklepach stacjonarnych, ale jest jeszcze sklep internetowy, w którym można robić zakupy bez żadnych obaw, bo oleje są tak zapakowane, że podróż im niestraszna. Do najtańszych nie należą, ale czasem warto podarować sobie odrobinę luksusu. Gdyby ktoś był zainteresowany olejami, to polecam sklep Green Spoon.
Okazało się, że mają w ofercie cztery rodzaje: wspomniany już przeze mnie olej rzepakowy, olej słonecznikowy, olej lniany i olej rydzowy. Wszystkie cztery oleje zawitały do mojej kuchni i wszystkie okazały się doskonałe, choć to w rzepakowym zakochałam się na zabój. Innego rzepakowego już nie chcę.
A wracając do pasty – dodałam do niej trochę oleju słonecznikowego, lekko zaostrzyłam chili i wyszła przepyszna. A podałam na grzankach i w towarzystwie jajka - pomysł zgapiłam od koleżanki, u której jadłam kiedyś tak podaną pastę z czarnej fasoli.
Przy „Chacie Wędrowca” jest sklepik z różnymi produktami, ale niestety oleju nie było, więc zaczęłam szperać w Internecie i znalazłam producenta na Facebooku, zapytałam gdzie mogę kupić olej i dostałam odpowiedz... Niestety na północy Polski nie ma go w sklepach stacjonarnych, ale jest jeszcze sklep internetowy, w którym można robić zakupy bez żadnych obaw, bo oleje są tak zapakowane, że podróż im niestraszna. Do najtańszych nie należą, ale czasem warto podarować sobie odrobinę luksusu. Gdyby ktoś był zainteresowany olejami, to polecam sklep Green Spoon.
Okazało się, że mają w ofercie cztery rodzaje: wspomniany już przeze mnie olej rzepakowy, olej słonecznikowy, olej lniany i olej rydzowy. Wszystkie cztery oleje zawitały do mojej kuchni i wszystkie okazały się doskonałe, choć to w rzepakowym zakochałam się na zabój. Innego rzepakowego już nie chcę.
A wracając do pasty – dodałam do niej trochę oleju słonecznikowego, lekko zaostrzyłam chili i wyszła przepyszna. A podałam na grzankach i w towarzystwie jajka - pomysł zgapiłam od koleżanki, u której jadłam kiedyś tak podaną pastę z czarnej fasoli.
Składniki na niedużą salaterkę:
500 g młodego bobu (stary robi się mączysty i nie jest już
taki smaczny)
2 – 3 łyżki orzeszków pinii albo ziaren słonecznika
30 ml (2 łyżki) oleju słonecznikowego (u mnie tłoczony na
zimno)
½ łyżeczki soku z cytryny
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól, świeżo mielony pieprz, chili
Do podania:
grzanki (u mnie z chleba żytniego na zakwasie), jajko
ugotowane na twardo albo półtwardo, szczypiorek, natka czy inne
zielsko
Pasta z bobu – przygotowanie:
Bób ugotować do miękkości, ostudzić, obrać ze skórek.
Orzeszki pinii albo ziarna słonecznika uprażyć na suchej patelni –
uważać, żeby nie przypalić, bo pasta nabierze gorzkiego posmaku.
Bób, orzeszki (albo ziarna) wrzucić do blendera, dodać posiekaną
natkę pietruszki, sok z cytryny, olej, po szczypcie soli, pieprzu i
chili i zmiksować na gładką pastę. Spróbować i jeśli trzeba
doprawić do smaku – ja dodałam jeszcze trochę pieprzu. Pasta musi być dobrze doprawiona, bo inaczej będzie mdła.
Chleb włożyć do tostera albo na patelnię i opiec na chrupko. Posmarować pastą z bobu, ułożyć na niej plasterki jajek i posypać zieleniną.
Chleb włożyć do tostera albo na patelnię i opiec na chrupko. Posmarować pastą z bobu, ułożyć na niej plasterki jajek i posypać zieleniną.
Cisza, spokój i wreszcie czas na odwiedziny blogowe:) Uwielbiam ten moment przed snem, uwielbiam takie miejsca jak to:) Czuję sie jak w raju! Dziekuję:) Zachwycona, oczarowana mogę iść spać:) Pozdrawiam cieplutko i życzę samych twórczych senków Tobie i sobie <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że blog działa na Ciebie kojąco i że chętnie zaglądasz.
UsuńPozdrawiam.
A jak długo Margarytko przechowujesz te pastę, bo pól kilo bobu na raz nie da się zjeść?
OdpowiedzUsuńHaneczka
Spokojnie dwa dni może stać w lodówce. Jeśli uznasz, że to za duża porcja to zrób z połowy składników. Ale 1/2 kg bobu po wyłuskaniu z osłonek i zmiksowaniu to nie jest aż tak bardzo dużo. Przechowuję w naczyniu z pokrywką, może być słoiczek.
UsuńDobry olej to podstawa. Tez ostatnio zachwycam się olejami tłoczonymi na zimno. Pasta zapowiada się pysznie, zrobię wkrótce:-)
OdpowiedzUsuńDotychczas wydawało mi się, że kupowałam dobre oleje, ale ten rzepakowy uwiódł mnie po całości :-) A pasta jest pyszna i jeśli lubisz bób to polecam.
UsuńBób jest dobry w każdej postaci!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą :-)
UsuńPrzepyszna. Właśnie zjadłam z grzanką, pomidorem i cebulką:) Dodałam olej z pestek dyni, bo taki miałam. Też pasuje:)Dziękuję:))))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że smakowała :-) A olej z pestek dyni też dobry.
UsuńBób i w moim domu jest bardzo lubiany. Czasami już brak pomysłów jak go przyrządzić. Dziękuję za fajny pomysł, na pewno wykorzystam.
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia <3
Pozdrawiam, Agness:)
A sposobów na bób całe mnóstwo :-) Ja właśnie na sobotę planuję pierogi, ale na blogu znajdziesz risotto, makaron z bobem i szynką... można kombinować do woli.
UsuńJak długi jest termin przydatności do spożycia oleju lnianego, tej firmy, której zakupiłaś? 3 miesiące, 4? Oleje tej firmy są bardzo drogie, ciekawe dlaczego?
OdpowiedzUsuńOlej lniany ma 3 miesiące przydatności do spożycia od momentu tłoczenia i butelkowania.
UsuńA cena jest jaka jest. Olej jest tłoczony ręcznie, z dobrej jakości składników, więc za tym idzie też cena. Dla mnie osobiście do przyjęcia.
Pyszota
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć :-)
UsuńTaki właśnie olej rzepakowy to jedno z kulinarnych wspomnień mojego dzieciństwa, z Wielkopolski. Kupowany w małych, przezroczystych butelkach (takich, w jakich sprzedaje się tzw. ćwiartki wódki), z jakiejś lokalnej olejarni (tak to się fachowo nazywa?), a później jedzony z chlebem i szczyptą soli, lub też ziemniakami, pyyycha! Aż się łza w oku kręci, ech... ;)
OdpowiedzUsuńJa też lubię ten rzepakowy z kawałkiem świeżego chleba. Jest naprawdę doskonały, ręcznie tłoczony, ma piękny kolor i cudownie smakuje.
UsuńZawsze możesz sprawdzić, czy to wspomnienie dzieciństwa nie może wrócić :-) Ja pamiętam u babci lniany w takich małych butelkach, ale ciemnych. Dodawała go, gdy robiła pyry z gzikiem.
Pyszna pasta, "mężulek" zaskoczony co to za fajna pasta , czyżby ze SHREK-a ;) Pozdrawiam Weronika
OdpowiedzUsuńFajnie, że smakowała :-) To zawsze jakaś odmiana.
Usuń