Strony

niedziela, 25 czerwca 2017

„Pizza” na kalafiorowym spodzie z ajvarem, szynką, papryką i rukolą

Kalafior, płatki owsiane i parmezan zamiast maki i drożdży? W sumie dlaczego nie? Zamiana nie tylko pyszna, ale i zdrowa. I mówię to ja – drożdżoholiczka.
Pierwowzorem mojej kalafiorowej „pizzy” jest przepis znaleziony u Pauliny. Pierwsze moje podejście do tego dania nie było niestety sukcesem, bowiem wyszedł mi mokry, niewypieczony, rozwalający się placek (smaczny, ale trudny do przełożenia na talerz). Jednak smak mi na tyle odpowiadał, że postanowiłam się nie poddawać i zrobić tak, żeby za każdym kolejnym razem już mi wyszło. Pozmieniałam nieco składniki i dopiero trzecia próba zakończyła się sukcesem. Od tego czasu wracam co jakiś czas do tego przepisu.
Moja wersja jest z surowym kalafiorem. Próbowałam też wersji z gotowanym (być może też się pojawi za jakiś czas na blogu), ale dla mnie osobiście lepsza jest ta pierwsza wersja – raz, że szybciej, a dwa, że pieczony kalafior (bez uprzedniego gotowania) ma bardziej wyrazisty i moim zdaniem lepszy smak.
Dodatki można sobie dowolnie komponować, moja wersja jest dosyć pikantna, z domowym ostrym ajwarem, mozzarellą, szynką, papryką, ogórkiem i rukolą. 
 


Składniki na jedną nieduża pizzę - dla jednej osoby na obiad albo dla dwóch na przekąskę:

300 g kalafiora (najlepiej same różyczki, są mniej wodniste)
1 jajko
30 g (3 łyżki) zmielonych płatków owsianych pełnoziarnistych
10 g (2 łyżki) tartego parmezanu
sól i pieprz
szczypta chili

50 g tartej mozzarelli
35 g dobrej szynki
30 g czerwonej papryki
kilka plasterków ogórka (u mnie ogórki z domowej sałatki szwedzkiej)
2 łyżki ajvaru (ja użyłam domowego ajwaru, ale można go kupić albo dać inny sos pomidorowy, a nawet dobrej jakości keczup)
osuszone oregano
kilka listków rukoli


Pizza” na kalafiorowym spodzie z ajvarem szynką, papryką i rukolą - przygotowanie:
 
Kalafior umyć, dobrze osuszyć i zetrzeć na tarce (malakser ułatwia i przyspiesza, ale zwykła tarka też wystarczy). Płatki owsiane zemleć (ja wykorzystuję do tego młynek), dodać razem z parmezanem i jajkiem do startego kalafiora. Doprawić solą, pieprzem i chili (ja daję około ¼ łyżeczki soli, szczyptę pieprzu i szczyptę chili). Wszystko razem wygnieść dłonią – masa powinna być w miarę jednolita, choć nie będzie zwarta jak ciasto.
Piekarnik nagrzać do 180 -190 stopni (u mnie 190 stopni). Blachę wyłożyć papierem do pieczenia i przełożyć na nią masę kalafiorową. Uklepać w okrąg – warstwa powinna być dosyć cienka. Wstawić do gorącego piekarnika na najniższy poziom, włączyć tylko dolną grzałkę. Masa kalafiorowa musi się wypiec i odparować, bo inaczej będzie ciężko ją zdjąć z blachy. Piec około 20 minut. Po tym czasie sprawdzić, czy środek już jest dosyć suchy i w miarę twardy, w razie potrzeby piec 5 minut dłużej.
Wyciągnąć z piekarnika, zostawić na 5 minut, posmarować ajvarem, posypać oregano i mozzarellą, ułożyć pozostałe składniki (oprócz rukoli) i wstawić do gorącego piekarnika na kolejne 10 – 15 minut (tu już można włączyć górną i dolną grzałkę albo termoobieg).
Po upieczeniu ozdobić rukolą i podawać.
Taka pizza ma około 500 kcal – oczywiście wszystko zależy od dodatków jakich użyjemy, więc spokojnie mogą ją jeść osoby na diecie redukcyjnej. Polecam. 





 

sobota, 24 czerwca 2017

Schab duszony z kurkami z dodatkiem jogurtu

Kolejny przepis z kurkami, ale cóż ja poradzę, że gdy jest sezon, to korzystam ile się da? Uwielbiam kurki, a to połączenie ze schabem bardzo mi odpowiada.
Pomysł zrodził się sam, a przepis jest prosty jak budowa cepa. Oczywiście można zamiast jogurtu użyć śmietanki kremowej, nieco zmieni to smak – ale wszystko wg własnych preferencji i gustu.
I schab i kurki nie potrzebują wielu przypraw. Moja babcia zwykła mawiać „chcesz zabić smak grzybów, to je obsyp ziołami”. Tak więc pamiętając słowa babci, ograniczyłam się do soli, pieprzu i odrobiny chili, bo lubię na ostro.
 

Składniki na 4 porcje:

4 grube plastry schabu (każdy po około 120 g)
600 g drobnych kurek
2 cebule
4 łyżki jogurtu naturalnego albo 150 ml śmietanki kremówki
1 pełna łyżka klarowanego masła
½ – ¾ szklanki bulionu (u mnie warzywny domowy)
sól, pieprz, chili
słodka czerwona papryka
posiekana natka pietruszki

Schab duszony z kurkami z dodatkiem jogurtu - przygotowanie:
 
Schab opłukać, osuszyć papierowym ręcznikiem. Lekko rozbić, ale nie tak jak kotlety schabowe – mięso powinno pozostać grubsze. Cebulę pokroić w drobną kostkę. Kurki oczyścić, większe przekroić na pół. Schab oprószyć solą, pieprzem, słodką czerwoną papryką i odrobiną chili.
Na głębokiej patelni albo w rondlu rozgrzać łyżkę masła klarowanego. Włożyć kawałki mięsa i na mocnym ogniu obsmażyć je z obu stron do zrumienienia. Przełożyć na bok patelni / rondla, wrzucić cebulę i delikatnie ją zeszklić (nie powinna się zrumienić). Dodać kurki, wsypać ½ płaskiej łyżeczki soli i smażyć aż woda z grzybów odparuje, a one same lekko się zrumienią. Na grzyby przełożyć przełożyć plastry schabu, wlać około ½ szklanki bulionu (w trakcie duszenia można jeszcze trochę dolać), przykryć i dusić razem na wolnym ogniu około 20 - 30 minut (przez ten czas schab powinien być miękki). Większość płynu powinno odparować. Do kurek wsypać pieprz i chili do smaku. Do jogurtu dodać łyżkę płynu z patelni, wymieszać i całość dodać do kurek. Podgrzewać cały czas mieszając, bo inaczej jogurt gotów się zwarzyć. Gdy całość będzie jednolita wyłączyć, dodać posiekaną natkę pietruszki, wymieszać i od razu podawać z ulubionymi dodatkami. U mnie fasolka szparagowa, surówka koperkowa z młodej kapusty i pomidorki koktajlowe.
Jogurt można zastąpić śmietanką kremówką, wtedy ryzyko zwarzenia spada niemalże do zera. 




środa, 21 czerwca 2017

Frittata z kurkami i papryką

Zmieniam nieco swoje nawyki żywieniowe i to sprawia, że chce mi się kombinować, wymyślać i tworzyć. A że jest gorąco, to szukam pomysłów na obiady w 15 – 20 minut. Zielonookiego w tygodniu nie ma, więc nie muszę się skupiać na daniach mięsnych czy rybnych. Te zostawiam sobie głównie na weekend, choć oczywiście bywa, że i dla siebie coś mięsnego przygotowuję.
Frittata to dla mnie zawsze dobry pomysł na obiad – pożywna, szybka i pyszna. No i daje zawsze wiele możliwości kombinowania, bo można ją zrobić ze wszystkim. Wspominałam ostatnio o kurkach, a jako, że miałam ich sporo, to powstało kilka dań z ich udziałem, między innymi ta właśnie frittata.
Frittata to kuzynka omletu – zapieka się ją w piekarniku i nie wymaga wielkich umiejętności. Świetnie sprawdzi się na obiad, ale równie dobrze może być śniadaniem czy przekąską do pracy, bo na zimno smakuje równie dobrze, jak na gorąco. 
 

Składniki na 1 sporą porcję:


2 duże jajka (ja używam takich o wadze około 75 g)
200 g świeżych kurek (poza sezonem można użyć mrożonych)
1 mała albo ½ dużej cebuli
¼ papryki żółtej
¼ papryki czerwonej
1 łyżeczka tartego sera pecorino albo parmezanu
1 łyżeczka masła klarowanego
szczypiorek (ilość wg uznania)
sól, pieprz czarny, pieprz cayenne 
 


Frittata z kurkami i papryką – przygotowanie:

Kurki oczyścić, cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę. Paprykę pokroić na małe kawałki, a szczypiorek posiekać.
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni (góra – dół).
Na patelni, którą można wstawić do piekarnika, rozgrzać masło i wrzucić cebulę, smażyć ją chwilę na małym ogniu, aż się ładnie zeszkli. Wrzucić kurki, wsypać odrobinę soli i smażyć około 5 minut, aż woda z grzybów całkowicie odparuje. Można kurki lekko zrumienić, ale nie jest to konieczne (ja lubię, więc rumienię mocniej). Do kurek dodać paprykę i smażyć razem około minuty.
Jajka roztrzepać, doprawić solą, pieprzem czarnym i pieprzem cayenne (ten ostatnio można pominąć albo dać tylko odrobinę, bo jest ostry). Do podsmażonych kurek wlać jajka, posypać szczypiorkiem, tartym serem pecorino albo parmezanem, wyłączyć ogień, a patelnię z frittatą wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec około 10 minut, aż jajka się dobrze zetną. Przełożyć na deskę, pokroić w trójkąty i podawać. 
 


poniedziałek, 19 czerwca 2017

Quesadilla z kurczakiem i kurkami

Wracając wczoraj z długiego weekendu, zatrzymaliśmy się przy drodze i kupiliśmy kurki. Zielonooki grzybów nie jada, więc więcej dla mnie i absolutnie nie będę nad tym ubolewać. Uwielbiam kurki pod każdą postacią i mam ich tyle, że spokojnie na 3 – 4 dania mi wystarczy.
Na pierwszy ogień poszła tortilla z resztkami pieczonego kurczaka i kurkami podsmażonymi z cebulą.
Quesadilla to po prostu tortilla (kukurydziana albo pszenna) zapieczona z serem. Oczywiście można dorzucić do niej różne dodatki, co sprawia, że staje się obiadem, a nie tylko przekąską. Ser użyty do tego dania powinien się łatwo rozpuszczać, w Meksyku używa się queso de Oaxaca , ja użyłam mozzarelli, którą można uznać za jego odpowiednik. Świetnie sprawdza się też cheddar, który ma bardziej wyrazisty smak niż mozzarella.
W Meksyku do podgrzewania tortilli używa się comal, ale w naszych domowych warunkach spokojnie można użyć zwykłej patelni albo elektrycznego grilla. Osobiście wolę wersję z grilla, bo jest bardziej chrupiąca, a i fajnie wygląda.
Sposób składania tortilli też pozostaje dowolny. Mogą to być dwa placki nałożone jeden na drugi (w środku oczywiście nadzienie) albo jeden placek złożony na pół. Gdy robię tylko dla siebie używam jednego placka i składam go na połowę – wtedy też idealnie mieści się na moim domowym grillu elektrycznym. 
 

Składniki na 1 porcję:

1 placek tortilli (domowy albo kupiony)
70 g pieczonego kurczaka (u mnie pierś bez skóry)
100 g kurek
½ małej cebuli
1 paska łyżeczka masła klarowanego
30 g tartego sera, który szybko się topi - u mnie mozzarella, ale może być np. cheddar
tymianek – świeży albo suszony
chili (niekoniecznie, ale ja lubię)
sól, pieprz



Quesadilla z kurczakiem i kurkami - przygotowanie:
Kurki oczyścić, jeśli są duże, to pokroić na mniejsze kawałki. Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę. Na patelni rozgrzać masło, wrzucić cebulę i ją zeszklić. Dodać kurki, oprószyć pieprzem i solą i podsmażyć (ja lubię lekko zrumienione, ale stopień podsmażenia zależy od własnych preferencji). Na jednej połowie tortilli ułożyć kawałki kurczaka, wyłożyć podsmażone kurki, posypać serem, chili i tymiankiem. Złożyć na pół i wrzucić na płytę grilla albo podsmażyć na posmarowanej tłuszczem patelni (w przypadku patelni albo płaskiego grilla trzeba tortillę obrócić na drugą stronę). Podpiec do rozpuszczenia się sera. Pokroić na trójkąty i gotowe. Najlepsze na ciepło, ale i na zimno dają radę i mogą spokojnie być drugim śniadaniem zabranym do pracy. 
 


poniedziałek, 12 czerwca 2017

Zakwas na żurek (żytni)

Co prawda dawno po Wielkanocy, ale kto powiedział, że żurek można jeść tylko przy okazji świąt? Dobry żurek można zrobić zawsze. Ja moją żurkową przygodę rozpoczęłam kila lat temu. W moim rodzinnym domu nie było tradycji jedzenia żurku, więc go nie gotowaliśmy.
Dopiero, gdy nastał mój mąż, nauczony z domu, że na Wielkanoc żurek musi być, to u nas zaczęło się go gotować. Moje pierwsze spotkanie z żurkiem odbyło się na wycieczce integracyjnej z pracy. Spróbowałam, okazał się doskonały i zaczęłam gotować sama. Pierwszy do ideałów nie należał, bo tak naprawdę do końca nie wiedziałam jak powinien smakować. To Zielonooki podpowiadał, że np. powinien być bardziej kwaśny. Dziś żurek, to w zasadzie żadne wyzwanie, po prostu gotuję jak wiele innych zup.
Ale, żeby zrobić dobry żurek, to trzeba mieć dobry zakwas. To, co sprzedają w sklepach nie zawsze spełnia oczekiwania, a jeśli już się trafi naprawdę dobry zakwas, to do tanich nie należy. Kiedyś kupowałam w sklepie Benedyktyńskim, taki całkiem naturalny i rzeczywiście niezły, tylko dosyć drogi. A przecież zrobienie zakwasu to żadna filozofia, raptem kilka składników, a i wiele czasu nie potrzeba. Ja nie dodaję skórki od chleba, co często można wyczytać w różnych przepisach. Jeśli mam czas kiszę normalnie, jeśli zależy mi na zakwasie na cito, to dodaję łyżkę żytniego zakwasu chlebowego, który mam w domu zawsze. 

 

Składniki na zakwas na żurek (żytni):

4 szklanki przegotowanej, ostudzonej wody
1 szklanka mąki żytniej razowej typ 2000 albo mąki żurkowej, którą czasem znaleźć w sklepach
4 duże ząbki czosnku
4 liście laurowe
4 ziarna ziela angielskiego
4 ziarna czarnego pieprzu
opcjonalnie: 1 łyżka żytniego zakwasu chlebowego (przyspiesza fermentację)


Zakwas na żurek (żytni) – przygotowanie:

Mąkę wsypać do słoja, wrzucić liście laurowe, ząbki czosnku (ja przekrawam na pół), ziele angielskie, pieprz i opcjonalnie łyżkę zakwasu chlebowego (nie jest to koniecznie, ale przyspiesza fermentację). Wlać wodę i całość dokładnie wymieszać. Słoik przykryć gazą (albo kawałkiem ręcznika papierowego), zabezpieczyć gumką recepturką albo sznurkiem. Nie zakręcać pokrywką, bo do słoja musi dostawać się powietrze. Odstawić na blat w zacienionym miejscu. Każdego dnia zawartość słoika wymieszać. Zakwas będzie gotowy po około 5 – 6 dniach – powinien pachnieć kwaśno. Latem, gdy jest ciepło zakwas powstaje szybciej, zimą trzeba dać mu ciut więcej czasu. Jeśli dodamy zakwas chlebowy, to w zasadzie wystarczą 3 dni. Z gotowego zakwasu wyciągnąć wszystkie przyprawy - można przecedzić przez sito, ale należy pamiętać, że zatrzymana na sicie mąka musi wrócić do zakwasu. Czysty zakwas wymieszać i można gotować zupę.
Gotowy zakwas na żurek można również przelać do butelek albo słoików, zakręcić i przechowywać w lodówce do 2 tygodni.
Ta porcja zakwasu wystarcza mi na dwa razy (czyli na mniej więcej 8 porcji żurku). Robiąc żurek na bieżąco można zrobić zakwas z połowy składników.


sobota, 10 czerwca 2017

Kokosowe mini omlety biszkoptowe z sosem truskawkowo - miętowym

Ostatnio kombinuję w kuchni ile się da. Jajka zawsze były postawą mojego żywienia i to w zasadzie się nie zmienia i pewnie nigdy nie zmieni, bo jestem ich fanką. Więc dzisiaj zaproponuję Wam fajny, lekki deser, który może być też słodkim drugim śniadaniem, a w wersji powiększonej również normalnym, sycącym śniadaniem. Dodatek sosu truskawkowo – miętowego sprawia, że całość jest aromatyczna i odświeżająca. Jedyna słodycz w tych plackach to odrobina cukru pudru do oprószenia omletów. Oczywiście można dosłodzić same omlety czy sos truskawkowo – miętowy, ale wg mnie nie ma takiej potrzeby.
W wersji deserowej wystarczy jedno duże jajko na porcję, w wersji śniadaniowej półtora albo dwa. Oczywiście można zamienić mąkę kokosową na zwykłą, a mleko kokosowe na krowie czy inne roślinne, ale wtedy to zmieni nieco smak, choć z pewnością też będą smaczne.


Składniki na 1 porcję (4 małe placuszki):

1 duże jajko (takie o wadze około 75 g)
1 płaska łyżka mąki kokosowej
1 łyżka mleka kokosowego
szczypta soli
opcjonalnie można dodać ½ łyżeczki cukru albo miodu
masło klarowane do posmarowania patelni

Dodatkowo:
kilka truskawek
kilka listków mięty
u mnie dodatkowo pół moreli listki mięty i melisy



Kokosowe mini omlety biszkoptowe z sosem truskawkowo – miętowym – przygotowanie:

Kilka truskawek zmiksować z listkami mięty (ilość mięty wg uznania, ja dałam dwa duże listki i 6 małych truskawek poziomkowych).
Białko oddzielić od żółtka. Do białka wsypać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę, dodać żółtko i jeszcze krótko ubić. Wlać mleko i dodać mąkę, zmiksować krótko do połączenia składników.
Patelnię posmarować klarowanym masłem i rozgrzać. Łyżką nakładać porcje ciasta i smażyć na małym ogniu do lekkiego zrumienienia, odwrócić (trzeba uważać, bo placuszki są puszyste i bardzo delikatne, najlepiej zrobić to łopatką) i dosmażyć z drugiej strony.
Przełożyć na talerz, posypać odrobiną cukru pudru, polać zmiksowanymi truskawkami z miętą, dorzucić kilka truskawek w całości i podawać.

Jeśli chcecie przygotować większą porcję (np. dla kilku osób), to po prostu zwiększcie proporcjonalnie ilość składników. 





czwartek, 8 czerwca 2017

Krem z groszku, kalarepy, szparagów i kalafiora

Uwielbiam kremowe zupy, kombinuję z mieszaniem warzyw i jeszcze chyba się tak nie zdarzyło, aby krem mi nie smakował. Dzisiejszy krem powstał z tego, co znalazłam w lodówce i zamrażarce (groszek). I cóż – smakuje obłędnie. Zachęcam do spróbowania, bo pracy wiele nie ma, a efekt końcowy sycący i pyszny. Wyszedł idealnie gęsty, taki jak lubię.
Najpierw ugotowałam pachnący, aromatyczny domowy bulion warzywny, a potem zamieniłam go w cudowny krem z odrobiną ostrości.
 


Składniki na 4 porcje (każda po około 250 - 270 ml):

800 ml bulionu warzywnego + jedna mała pietruszka i kawałek selera z tegoż bulionu
150 zielonego groszku (mrożonego albo świeżego)
250 g kalarepy (razem z młodymi listkami)
200 g kalafiora
100 g zielonych szparagów
150 g ziemniaków
1 mała cebula
1 łyżka oleju (u mnie z pestek winogron)
1 łyżka jogurtu naturalnego
1 łyżeczka cukru
sól, pieprz,
chili, gałka muszkatołowa

Do podania: uprażone ziarna słonecznika, sezamu i czarnuszki albo grzanki, groszek ptysiowy

Krem z groszku, kalarepy, szparagów i kalafiora - przygotowanie:
 
Wszystkie warzywa oczyścić, obrać i pokroić w kawałki (dowolne, choć mniejsze szybciej się ugotują). W garnku rozgrzać olej, wrzucić pokrojoną w kostkę cebulę i delikatnie podsmażyć (do lekkiego zrumienienia). Wrzucić wszystkie warzywa, wlać bulion, dodać ½ łyżeczki soli, 1 łyżeczkę cukru i gotować około 20 minut, aż wszystkie warzywa będą miękkie. Wsypać szczyptę chili, ¼ łyżeczki świeżo tartej gałki muszkatołowej i sporo świeżo mielonego czarnego pieprzu. Dodać jogurt, pietruszkę i seler z bulionu i całość dokładnie zmiksować na gładki krem. Spróbować i ewentualnie doprawić jeszcze solą (mnie wystarczyło ½ łyżeczki, bo sam bulion już był posolony).
Wlać do miseczek, posypać uprażonymi ziarnami i podawać. 



niedziela, 4 czerwca 2017

Funnel cake – naleśnikowe ciasto lane, smażone na głębokim tłuszczu

Ubiegłoroczny urlop spędziliśmy w Bieszczadach. Jednym z miejsc, które chętnie odwiedzaliśmy była Chata Wędrowca w Wetlinie. Jedzenie smaczne, świeżo przygotowane. Co prawda opinie są różne, ale my trafiliśmy na sam początek sezonu w Chacie, więc w zasadzie do niczego nie można było się przyczepić (za trzecim razem Zielonooki trafił na lekko niedopieczone kotleciki jagnięce, ale cała reszta była pyszna). Zielonooki zajadał się combrem, a ja zdecydowałam się na legendę jaką jest Naleśnik Gigant i choć nie przypomina tradycyjnego płaskiego naleśnika, to przygotowany jest z podobnego ciasta i wygląda jak olbrzymi racuch. Jego nazwa i receptura są zastrzeżone w Urzędzie patentowym, więc siłą rzeczy tajemnej receptury poznać nie sposób. Naleśnik jest sprzedawany w dwóch rozmiarach – jako Gigant i jako połówka Giganta, która czasem też jest okrągła.
Zobaczywszy jak kelner niesie giganta miałam przerażenie w oczach, więc po konsultacji zamówiłam go w wersji mini, która i tak okazała się na tyle ogromna, że nie dałam rady zjeść całości. Ale bez problemu zapakowano mi resztę do pudełka i mieliśmy jeszcze z Zielonookim kolację.
Niestety, Bieszczady mamy daleko, więc trzeba było pokombinować i stworzyć choć namiastkę tego cudownego naleśnika. Szukałam, szukałam i w zasadzie nic do końca mi nie pasowało. Aż wreszcie trafiłam na recepturę i trochę ją przerobiłam (produkty są podane wg innej objętości, ale szklanki też sprawdziły się doskonale). I cóż mogę powiedzieć? Wyszło przepysznie i z przyjemnością dzielę się z Wami tym przepisem, choć pewnie odstaje od tego oryginalnego z Chaty Wędrowca.

Funnel cake, to nic innego jak lany chrust z ciasta podobnego do naleśnikowego, choć trochę gęściejszego. Ciasto wylewa się na gorący, dosyć głęboki tłuszcz przy użyciu zwykłego kuchennego lejka albo dzbanka z dzióbkiem (kiedyś babcia taki miała), tworząc różne, nieregularne formy, które pod wpływem gorącego tłuszczu rosną. Ważne, aby w tym przypadku nie zostawiać zbyt dużych przerw. 
 
Wszystkie przepisy, które znalazłam (ten na którym bazowałam także) zawierają proszek do pieczenia albo sodę, a ja chciałam przygotować funnel cake całkowicie naturalnie, więc po prostu postanowiłam ubić białka, które sprawiają, że ciasto rośnie. Gazowana woda też pomoże. Ale oczywiście jeśli ktoś chce może dodać ½ łyżeczki proszku do pieczenia. Alkohol dodany do ciasta sprawia, że nie pije on za wiele tłuszczu i placki nie są bardzo tłuste.

 


Składniki na 4 duże albo 6 średniej wielkości placków:

480 g (około 3 szklanki) mąki pszennej - do smażonych ciast świetnie sprawdza się mąka wrocławska typ 500 i ja takiej użyłam
250 ml (1 szklanka) mleka
250 ml (1 szklanka) wody (może być gazowana)
2 duże jajka (używam jajek o wadze około 75 g)
¼ łyżeczki soli
2 pełne łyżki drobnego cukru do wypieków (nie pudru)
1 łyżka esencji waniliowej (dałam domową na wódce) albo wódki czy spirytusu i kilka kropel olejku waniliowego – oczywiście lepsza naturalna esencja niż sztuczny olejek, ale wybór należy do Was
opcjonalnie ½ łyżeczki proszku do pieczenia

tłuszcz do smażenia: olej albo smalec – ja podobnie jak pączki i faworki smażyłam funnel cake na smalcu (nie czuć go w smaku)

Do podania:
jagody, truskawki, maliny, poziomki czy inne drobne owoce (wg smaku i uznania)
kwaśna gęsta śmietana
miód albo syrop klonowy
cukier puder



Funnel cake – naleśnikowe ciasto lane, smażone na głębokim tłuszczu - przygotowanie:
 
Mąkę przesiać (wymieszać z proszkiem jeszcze zdecydujecie się go dodać). Białka oddzielić od żółtek. Do białek wsypać sól i ubić na sztywną pianę, dodać cukier i żółtka i ubijać razem przez chwilę, aż masa jajeczna będzie jednolita. Dodawać partiami mąkę, mleko i wodę, miksując na średnich obrotach. Gdy ciasto będzie jednolite dodać esencję waniliową (albo alkohol i odrobinę olejku).
Na patelni albo w rondlu (patelnia sprawdza się lepiej, bo łatwiej się obraca placki) rozgrzać tyle tłuszczu, aby ciast mogło swobodnie pływać (około 2 cm od dna). Średnica naczynia nie ma większego znaczenia, bo można zrobić placki dowolnej wielkości, ale na dużą patelnie potrzeba więcej tłuszczu, więc jeśli chcecie średnie placki to patelnia o średnicy 22 – 24 cm wystarczy (ja smażyłam na 30 cm, ale placki nie były na całej powierzchni). Temperatura tłuszczu powinna oscylować w granicach 175 – 180 stopni, wtedy ciasto nie opije się tłuszczu ani się nie przypali podczas smażenia.
Do kuchennego lejka wlać porcję ciasta - u mnie to było około 1 i ½ łyżki wazowej do zupy, przed wlaniem ciasta dół lejka oczywiście należy zatkać palcem, aby ciasto nie wypłynęło.
Nad patelnią odsłonić otwór lejka i spiralnym ruchem wlać ciasto na gorący tłuszcz. Ciasto smażyć na średnim ogniu do ładnego zrumienienia, a następnie odwrócić i dosmażyć z drugiej strony. Przewracanie nie jest takie proste, dobrze jest wykorzystać łopatkę i pomóc sobie długim patyczkiem do szaszłyków (metoda sprawdza się w 100 %).
Gotowe funnel cake przełożyć na ręcznik papierowy, aby odsączyć ewentualny nadmiar tłuszczu – moje naleśniki nie napiły się go wiele i nie były tłuste.
Przełożyć na talerze, posypać cukrem pudrem i podawać z ulubionymi dodatkami. Może to być sam cukier puder (samo ciasto nie jest słodkie, więc zdecydowanie należy ja oprószyć czymś słodkim), ale wg mnie najlepiej smakuje z kwaśną, dobrą śmietaną albo jogurtem naturalnym, polanym miodem i z owocami.
Całość jest bardzo sycąca i niestety kaloryczna, ale smak jedyny w swoim rodzaju.

 




I na koniec jeszcze kilka fotek z Chaty Wędrowca w Wetlinie, którą my osobiście możemy polecić z czystym sumieniem. 







Słynny Naleśnik Gigant z jagodami podany w Chacie Wędrowca


Comber barani


Kotleciki  baranie


Ser smażony 


Comber jagnięcy

 

sobota, 3 czerwca 2017

Dorsz smażony na klarowanym maśle


Dwa tygodnie temu, korzystając z ładnej pogody, umówiliśmy się ze znajomymi ze Szczecina i wybraliśmy wspólnie nad nasz kochany Bałtyk. Zawsze przy takiej okazji zaopatruję się w świeże ryby, które oboje z Zielonookim uwielbiamy. I tym razem przytargałam dorsza, turbota i wędzone szprotki. Jeszcze po drodze do domu kupiłam młodą kapustę, bo nie ma się co czarować, ale świeża ryba najlepiej smakuje z taką prostą surówką z kapusty.
Część ryb zamroziłam, a dwa ładne filety z dorsza postanowiłam przyrządzić na kolację… o raju, jakie to było dobre. Świeża ryba, pieprz cytrynowy, sól, odrobina mąki, klarowane masło i na talerzach mieliśmy niebo. Chrupiąca skórka i soczyste mięso ryby – poezja smaku. 
Przygotowanie takiej ryby to naprawdę prosta sprawa, trzeba tylko uważać, aby za długo nie smażyć, bo mięso będzie suche i niesmaczne.

 

Składniki na 4 porcje:

4 ładne filety (najlepiej ze skórą) z dorsza
pieprz cytrynowy (ważne, aby był bez dodatków typu czosnek, cebula, itp)
sól
mąka pszenna (u mnie wrocławska typ 500)
klarowane masło do smażenia - mniej więcej 2 – 3 łyżki
cytryna do podania

Dorsz smażony na klarowanym maśle – przygotowanie:

Filety z dorsza oczyścić (jeśli tego wymagają), opłukać i bardzo dokładnie osuszyć papierowym ręcznikiem. Posolić, popieprzyć. Na patelni rozgrzać masło klarowane, filety obtoczyć w mące i skórą do dołu włożyć na dobrze rozgrzane masło. Smażyć 3 – 4 minuty na średnim ogniu, aż się skórka ładnie zrumieni. Delikatnie przewrócić na drugą stronę (najlepiej z pomocą widelca i łopatki, aby ryba się nie połamała) i smażyć kolejne 3 minuty. Stopień wysmażenia zależy od Was, ale dorsza nie można przeciągnąć, bo zamiast soczystego mięsa, otrzymamy suchy i mało smaczny wiór.
Podawać z cytryną i ulubionymi dodatkami, choć wg mnie surówka koperkowa z młodej kapusty jest wyborem doskonałym. 

Ps. Gdy używamy ryby mrożonej, to należy ją najpierw rozmrozić (najlepiej powoli w lodówce), odlać ewentualną wodę i dokładnie osuszyć na papierowym ręczniku. 




 

czwartek, 1 czerwca 2017

Sałatka z jajkiem, prażonymi ziarnami i z miodowym winegretem

Gdy upał na dworze, to czasem po prostu nie chce się gotować. Wtedy przygotowuję różne sałatki – z kurczakiem, z łososiem, z jajkiem. Wariacji na ten temat może być wiele. Dziś proponuję wersję z jajkiem i uprażonymi ziarnami słonecznika i sezamu (czarnego i jasnego), które sprawiają, że ta sałatka jest naprawdę bogata, wartościowa i pyszna. Całości dopełnia mój ulubiony, delikatnie miodowy winegret. Trudno podać dokładne proporcje, bo jeden zje więcej, drugi mniej. Ilość warzyw można po prostu regulować wg własnego uznania. No i można oczywiście wykorzystać inne ziarenka, takie jakie mamy pod ręką. 



Składniki na 2 porcje:

4 garści dowolnej sałaty (ja lubię mieszanki)
10 plasterków świeżego ogórka
pół papryki czerwonej
pół papryki żółtej
4 rzodkiewki
8 -10 kolorowych pomidorków koktajlowych
2 łyżki posiekanego szczypiorku
3 – 4 jajka ugotowane na twardo (u mnie 1,5 jajka na porcję)
2 łyżki ziaren słonecznika
2 łyżki sezamu (łyżka czarnego, łyżka jasnego)

Sos:
2 łyżki oliwy
½ łyżki soku z cytryny
½ łyżeczki płynnego miodu (tym razem użyłam lawendowego – zakochałam się w tym miodzie jakiś czas temu, do sosów jest idealny)
½ łyżeczki musztardy dijon
szczypta soli
kolorowy pieprz

Sałatka z jajkiem, prażonymi ziarnami i z miodowym winegretem – przygotowanie:

Słonecznik i sezam uprażyć na suchej patelni, po uprażeniu od razu ziarna przełożyć do miseczki, bo zostawione na gorącej patelni mogą się przypalić i będą gorzkie.
Składniki sosu umieścić w małym słoiczku, zakręcić i bardzo energicznie roztrzepać.
Jajka pokroić na ćwiartki.
Na talerzach rozłożyć sałatkę, na niej pokrojone na dowolne kawałki warzywa i jajka pokrojone w ćwiartki. Posypać szczypiorkiem i uprażonymi ziarnami sezamu i słonecznika. Polać sosem i od razu podawać.