Od dobrych 30
lat, gdy gotuję sama, to dynia jest u mnie obecna bardzo często i
nie tylko jesienią, bo zamykam ją w słoiczkach w postaci pure i
zamrażam w kawałkach, aby wykorzystać zimą i wiosną.
Tym
razem kupiłam znowu dużą dynię, moją ulubioną odmianę Muscat.
Jednego dnia zrobiłam sobie na szybko tę sałatkę do pudełka do
pracy, a potem powtórzyłam w weekend na kolację.
Sałatka
jest pyszna na ciepło, ale równie doskonale smakuje na zimo. Nie
jest przekombinowana, ale z pewnością spróbuję jeszcze wersji z
kaszą gryczaną czy bulgur, bo sądzę, że będzie równie dobra
(ja w ogóle lubię wszystkie kasze, więc pole do eksperymentowania
spore).
No, ale do brzegu. Zapraszam Was po przepis na ową
sałatkę. U mnie dodatkiem był mój ulubiony olej dyniowy z naszej
lokalnej tłoczni Oleoteka. Oprócz tego, że lubię wspierać to, co
lokalne, to naprawdę uważam, że olej dyniowy mają najlepszy z
wszystkich, których próbowałam. Bardzo polecam i oczywiście
przypominam, że od 3 lat na hasło Margarytka (tylko taka pisownia)
macie stały rabat 5% na cały koszyk – rabat naliczy się
automatycznie.
Składniki na 2 – 3 porcje (mnie wychodzą 3 porcje):
100 g kuskusu (można użyć większej ilości – wszystko zależy
od apetytów)
150 g sera feta
300 g dyni (waga po
obraniu)
pestki granatu (u mnie mniej więcej połowa z dużego
owocu)
3 łyżki prażonego słonecznika
kilka prażonych
pistacji
przyprawy: sól, kurkuma, ulubione zioła (u mnie
rozmaryn, tymianek i oregano, ale można dać np. prowansalskie czy
każde inne wg uznania)
1 łyżka masła (można zastąpić
olejem)
olej dyniowy do polania całości (jak już wspomniałam,
u mnie z Oleoteki)
Sałatka z pieczoną dynią, kuskusem, granatem i fetą - przygotowanie:
Dynię obrać, pokroić w kostkę, posypać solą i ziołami,
dołożyć łyżkę masła albo oleju (ja wolę masło, dynia ma
wtedy lepszy smak). Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i
piec 15 -25 minut – w zależności od gatunku dyni i tego czy
lubicie bardziej miękką czy bardziej chrupiącą. Ja lubię jak
lekko stawia opór przy gryzieniu, więc po prostu sprawdzam w
trakcie pieczenia.
Kuskus wsypać do miseczki, dodać szczyptę
soli i szczyptę kurkumy (nie za dużo, bo kurkuma ma intensywny
smak). Wymieszać, zalać wrzątkiem - wody powinno być mniej więcej
1 cm nad powierzchnię kuskusu. Przykryć talerzykiem i zostawić aż
kuskus napęcznieje.
Słonecznik i pistacje uprażyć na suchej
patelni.
Na talerze wyłożyć kuskus, na to pieczoną dynię,
pokruszoną fetę, pestki granatu, uprażony słonecznik i posiekane
uprażone pistacje. Całość polać olejemy dyniowym. I gotowe.
Oczywiście to tylko propozycja, więc można ją dowolnie
modyfikować, np. przez dodanie posiekanych świeżych ziół czy
zmianę słonecznika np. na orzechy włoskie / nerkowca.
Kuchnia
jest jak laboratorium – warto łączyć składniki i próbować co
nam smakuje.
Na koniec jeszcze kilka słów o oleju dyniowym.
Do
tego, że jest smaczny chyba nie muszę nikogo przekonywać, nadaje
się nawet do polania lodów, ale przede wszystkim do sałatek i
dresingów. Ale ma też ogrom właściwości zdrowotnych, bo jest
bogaty w niezbędne nasycone kwasy tłuszczowe (NNTK), które są
niezbędne do tego, aby nasz organizm dobrze funkcjonował.
Duża
dawka witamin A,D, E oraz tych z grupy B, bogactwo potasu, cynku,
selenu, magnezu oraz obecność fitosteroli i tokoferoli sprawia, że
sztuczne suplementy można odłożyć na półkę. Jest odporny na
utlenianie, a w medycynie tradycyjnej jest zalecany w chorobach
prostaty i zwalczaniu pasożytów (alkaloidy w nim zawarte niszczą
układ nerwowy pasożytów i pomagają pozbyć się ich z organizmu).
Fitosterole zawarte w oleju dyniowym pomagają hamować procesy
przerostowe prostaty, dlatego stosuje się go do wspomagania terapii
wczesnego stadium przerostu gruczołu krokowego. Pomaga również
przy problemach z pęcherzem moczowym i zaburzaniach potencji.
Aż
chciałoby się rzec, że ten olej powinien się znaleźć w
codziennej diecie naszych partnerów, mężów, ojców, synów.
Mówi się, że olej z wiesiołka jest najlepszym przyjacielem
kobiety, tak olej dyniowy jest najlepszym przyjacielem mężczyzny,
choć oczywiście i panie i panowie mogą używać obu.
U mnie
w lodówce olej dyniowy i ojej z wiesiołka jest zawsze, często
dodatkowo mam jeszcze inne: lniany, rydzowy, konopny czy rzepakowy.
To zdrowie z natury i warto z tego dobrodziejstwa korzystać.